Alexander
Niebieskie tęczówki utkwione były w
siedzącym naprzeciwko niego blondynie. Erick z każdą mijającą chwilą coraz
bardziej działał mu na nerwy, choć nie odezwał się ani słowem od momentu, kiedy
przekroczył próg jego rezydencji. Przestronny salon zajmowany był przez
pięcioro nieśmiertelnych oraz jedną ludzką dziewczynę, której bicie serca było
obecnie jedynym dźwiękiem, który rozchodził się po pomieszczeniu. Weszła w
swoją rolę tak, jak ją o to prosił. Od samego początku była grzeczna, nie
odzywała się nieproszona. Była wręcz idealna. Wymarzona. Taka, jaką chciał,
żeby dla niego była. Spoglądał ponuro w stronę Pierwszych, dla których ta
wizyta z pewnością była w równym stopniu fascynująca, co dla niego samego. Wcale
nie uśmiechało mu się, aby tutaj byli. Został zmuszony przez siłę wyższą.
Ciężko było mu uwierzyć, że dał się omotać pół-wampirzycy. Istocie, która nie
miała prawa istnieć. Istocie, która powinna zdechnąć w dniu narodzin. Gemma
miała przez całe swoje życie zbyt wiele mocy, aż w pewnym momencie ją to kopnęło
w tyłek. Jeśli tylko zdecydowałby się dobrze wsłuchać byłby w stanie słyszeć
jęki dochodzące z piwnicy oraz uderzające o siebie metalowe łańcuchy, którymi
była przypięta. To był żałosny widok, ale za to, jak bardzo fascynujący.
— Alexandrze — odezwał się w końcu po dłuższej chwili milczenia Erick —
zwołałeś nas tu wszystkich nagle, może mógłbyś w końcu powiedzieć o co to całe
zamieszanie?
Widział, jak wzrok blondyna z niego przenosi się na Anabelle. Czuł, jak
drgnęła, gdy i ona zorientowała się, że jest obecnie obiektem jego
zainteresowania. Wpatrywał się w nią intensywnie, a jednocześnie robił to w
subtelny sposób i ktoś, kto go nie znał mógł sobie kompletnie nie zdawać z tego
sprawy. Alexander zdawał sobie sprawę z tego, że każdy jego ruch teraz jest
uważnie obserwowany. Sam tego przecież chciał.
Odsunął od siebie krzesło, a następnie wstał. Stanął za towarzyszącą mu
brunetką, a na jej wątłych ramionach ułożył swoje dłonie. Zacisnął na nich
palce. Nie na tyle, aby ją skrzywdzić, ale dostatecznie mocno, by poczuła i
przypomniała sobie jego słowa z sypialni.
— Chciałem pomówić o Gemmie i o jej łamaniu zasad.
Głośne prychnięcie pełne oburzenia pojawiło się nagle. Zaintrygowany
spojrzał w stronę wampirzycy, która kompletnie nie pasowała do towarzystwa. Wszyscy
na tę okazję ubrali się elegancko. Wystroił nawet Anabelle, choć ta obecnie
bardziej przypominała śmierć niż żywego człowieka. Tymczasem siedząca na
krześle wampirzyca miała na sobie zwykłe poszarpane spodnie jeansowe oraz luźną
białą koszulkę z nadrukiem jakiegoś śmiesznego, starego zespołu i na to
narzuciła skórzaną kurtkę. Alexander przyglądał się, jak powoli wypija wino
zmieszane z krwią ze swojego kieliszka.
— Ty — zaczęła — ty nam będziesz mówił o łamaniu zasad? Cholerny Alexander
Devile będzie nam mówił o tym, że ktoś złamał zasady. Trzymajcie mnie.
— Hildo, proszę, spokojniej.
— Nie mów tak do mnie — warknęła — Astrid.
— Zmieniasz imiona co pół wieku, ciężko jest za tobą nadążyć. Ostatnio
kazałaś do siebie mówić Clementine, jakim imieniem przedstawisz nam się w
przyszłym stuleciu?
Wymiana zdań między Hildą albo Astrid oraz Erickiem była zabawna do
oglądania, ale kompletnie bezużyteczna. Devile dobrze wiedział, że nagina
zasady od wielu wieków. Właściwie robił to od samego początku swojego
istnienia. To, co Pierwsi ustalili na samym początku nigdy mu nie pasowało.
Zawsze twierdził, że to ludzie są dla wampirów, a nie wampiry dla nich.
Tymczasem z każdym mijającym wiekiem wyglądało na to, że próbują się z nimi
zaprzyjaźnić. Ostatni wiek był klęską. Zamiast się na nich żywić prowadzili
cholerne banki krwi. Nie ukrywał, to czasami było pomocne, ale brak możliwości
rozdarcia komuś szyi bez konsekwencji był zwyczajnie irytujący. Nie, aby się od
tego wstrzymywał.
— Proszę czy możemy mieć ten wieczór bez kłótni? — wtrącił mężczyzna, nim
Hilda znów się odpali. A był bardziej niż pewien, że zamierzała to zrobić. —
Nie jesteśmy tu, aby mówić o moich grzechach.
— Tak, bo gdybyśmy zaczęli o nich mówić to ten obiadek w życiu by się nie
skończył, ale proszę, kontynuuj. Oświeć nas co takiego zrobiła Gemma. Jestem
cholernie ciekawa.
Wstrzymał się od zirytowanego westchnięcia i wywrócenia oczami. To tylko
mogłoby ją rozzłościć, a tego dziś nie chciał. Potrzebował, aby byli po jego
stronie. W końcu zawsze dobrze było mieć Pierwszych w swoim kącie, prawda?
Poradziłby sobie i bez nich. Trafił w ich łaski już dawno temu. Pozwalali mu
stanowczo na zbyt wiele, gdy jeszcze nic nie znaczył i chcieli czy nie, ale
teraz sami musieli się mierzyć z konsekwencjami, które sobie sami wybrali. To
obecnie nie było jednak ważne.
— Anabelle, kochanie wstań proszę — poprosił. Odsunął krzesło, aby młoda
kobieta mogła wstać. Stanęła przy nim tak, jak poprosił. — Anabelle jest moim
gościem…
— Niewolnicą — wtrąciła Astrid — i co z tego? Miałeś ich setki. Kolejna nie
robi na nas wrażenia.
— Ten obiadek się nie skończy, jeśli będziesz mi wciąż przerywała, Astrid.
Nie odezwała się, a machnęła ręką i wróciła do picia wina. Jak ona mu
działała na nerwy. Nie rozumiał po co ją tu trzymali, kiedy od lat nie zrobiła
nic co w jakikolwiek sposób mogłoby się przyczynić do ulepszania ich świata.
Zamiast tego cały czas marudziła, ciągle była niezadowolona i strzelała fochy.
Zamykała się w swoim zamku, który był ulokowany w jednym ze skandynawskich
krajów. Nikt nie wiedział dokładnie, gdzie, a wampirzyca niekoniecznie dzieliła
się tą wiedzą. Przez co zaczynał myśleć, że sama ma coś do ukrycia. Była to
jednak tajemnica do odkrycia na inny czas.
Erick skinął na niego głową, aby kontynuował. Zupełnie, jakbym
potrzebował twojego pozwolenia. Odpowiedział mu jednak ledwo widocznym
uśmiechem.
— Jak już mówiłem, Anabelle jest moim gościem. Poprzedniego ranka została
bezpodstawnie zaatakowana przez Gemmę w mojej kuchni. Ale co znacznie
ważniejsze, Gemma nie tylko dopuściła się napaści na człowieka.
— Jakie grzechy na swoim koncie może mieć jeszcze Gemma? — Tym razem
pytanie padło od siedząco od samego początku w ciszy mężczyzny, może bardziej
chłopaka. Wyglądał, jakby ledwo skończył gimnazjum. Patrząc na niego nikt nie
odniósłby wrażenia, że jest niebezpiecznym wampirem. I to w dodatku takim,
który liczył sobie kilka tysięcy lat. — To tylko pół-wampir, jeśli ktoś ma
grzechy na koncie to jej ojciec. Gdzie w tym wszystkim jest Gerald?
— Rozmawiałem z nim i nie chciał mieć z nią nic wspólnego, Igorze. Gemma
należy od wczoraj do mnie. Gerald z wielką chęcią się jej pozbył.
— Bo to pizda, a nie wampir. Pozwolił jej na to, aby nim miotała na
wszystkie strony.
Cichy śmiech zebranych zapełnił na parę sekund pomieszczenie. Igor trafił
prosto w sedno. Mimo wielkiej tolerancji dla ludzi, którą mieli dla
pół-wampirów już jej nie wystarczało. Jeśli ktoś chciał dojść do tego, co miała
Gemma musiał mieć albo olbrzymie szczęście lub głowę na karku.
— Gemma węszyła od dawna po biurze. Nie jestem jeszcze pewien czego takiego
szukała, ale mam swoje podejrzenia. Wiem też, że tego samego ranka, kiedy
zaatakowała Anabelle przeszukiwała mój dom. Może być bardziej niebezpieczna niż
nam się to wydaje.
— Mam z tobą problem, Alex. Ogromny, wiesz? — Wampirzyca podniosła się ze
swojego miejsca. Okrążyła stół, aby podejść do niego oraz Anabelle. — Trzymasz
ją sobie tutaj — wskazała na brunetkę — jak zwierzątko na pokaz. Bóg jeden
raczy wiedzieć co z nią tu robisz…
— Nie mieszaj w to Boga, proszę cię. Dobrze wiemy, że tu go nie ma.
— Robisz z nią co ci się żywnie podoba, ale kiedy ktoś położy rączki na
twoim zwierzątku to już ci nie pasuje? Przyznaj się, że chodzi ci tylko o to.
Bo ktoś ją dotknął, próbował się zabawić tak, jak ty nią.
— Nie wiesz o czym mówisz, Hildo.
— Nie wkurwiaj mnie Alex — warknęła. W przeciągu kilku sekund przycisnęła
go do najbliższej ściany, a długie, chude i blade palce zaciskała na jego
gardle. Uderzenie było dostatecznie mocne, aby ściana za nim pękła. — Bo
zaczynam być zirytowana, a nie chcesz mnie widzieć zirytowanej. Czego ty
właściwie chcesz, co? Pogłaskać cię po główce? Pochwalić za złapanie jakiejś
dziwki? Myślisz, że nie mamy lepszych spraw na głowie tylko zajmować się twoimi
pannami? Zacznij sprzątać swój własny bałagan i przestań nas w to wciągnąć.
Brunet warknął, ale nie odepchnął od siebie wampirzycy. To byłby błąd.
Zdawał sobie sprawę z tego, że jest od niego silniejsza i w przeciwieństwie do
niego Pierwsi stanęliby za nią murem. Mógł mieć u nich chody, może i przymykali
oko na jego wybryki, ale nie był głupi i wiedział, że to się może wkrótce
skończyć. Na balu Erick go ostrzegł. Zapamiętał sobie doskonale ich krótką
wymianę zdań i nie zapomniał o tym, co mu powiedział. Wciąż nie mógł rozgryźć
tego, czy Anabelle powiedziała mu o nich z własnej woli czy została do tego
zmuszona. Mógł to z niej wyciągnąć momentalnie. A jednak z jakiegoś powodu,
który on sam znał, jeszcze się z tym wstrzymywał.
— Daj… mi… mówić — wycharczał, przez zaciskającą się kobiecą dłoń na jej
gardle nie mógł swobodnie się odezwać.
— Dosyć tej dziecinady — odezwał się Erick, który najwyraźniej już miał
dość granego tu przedstawienia — Astrid, puść go do cholery. Nie masz na co już
tracić czasu i energii? A ty lepiej przejdź do rzeczy. Wszystkich zaczynasz nas
wyprowadzać z równowagi. Igor zaraz stąd będzie miał ochotę wyjść, a William…
Ciebie to nawet nie obchodzi, prawda?
— Ani trochę — przyznał wspomniany wampir od niechcenia i wzruszył
ramionami — ale lubię patrzeć na wasz cyrk. Poza tym, ta brunetka jest całkiem
ładna, ale wygląda, jakby zaraz miała tu zemdleć z nadmiaru wrażeń, więc może
wszyscy się uspokójcie. Porozmawiamy, może nam Alex użyczy swojego przenośnego
worka z krwią i wrócimy do swoich zajęć. Naprawdę mam lepsze zajęcia niż te
głupie przepychanki.
Minęło kilka sekund nim kobieta w końcu odsunęła się od bruneta. Nie
wyglądała, jakby miała na to ochotę. Za to przybrała minę chętnej do dalszej
słownej potyczki, a może i nie tylko. Był świadom, że nie miał z nią zbyt wielu
szans, przynajmniej na obecny moment.
Alexander spojrzał momentalnie w stronę Anabelle, która po słowach Williama
drgnęła i zdawała się mieć ogromną ochotę na ucieczkę. Astrid w końcu go
puściła. Poprawił koszulę oraz marynarkę i wrócił z powrotem do Anabelle, którą
przyciągnął do swojego boku.
— Nie strasz mi dziewczyny, William — ostrzegł — wracając, Gemma należy
obecnie do mnie. Gerald wyraźnie powiedział, że nie chce mieć z nią nic więcej
wspólnego. Oddał mi do niej prawa.
— Mówiłeś, że przeszukiwała ci dom i węszyła po biurze. Wiesz czego mogła
chcieć?
— Tak. Nie sądzę jednak, aby Anabelle przy tej rozmowie była nam potrzebna.
Jest tu, abyście mogli zobaczyć do czego doprowadza brak kontroli nad
pół-wampirami, którym zdaje się, że są nam równe lub lepsze. Prawie straciła
życie. Nie będę ukrywał, że to moja wina. Zaprosiłem tu Gemmę, ale nie
spodziewałem się, że dojdzie do czegoś takiego.
Usadził Anabelle z powrotem na krześle i sam zajął to obok niej. Sam się
zgodził na tę dziecinadę, ale obecnie miał dosyć. Może jednak powinien sam się rozprawić
z Gemmą? Trudno, nie mógł się już wycofać.
— Chcesz żebyśmy ją ukarali? Wydaje mi się, że już dostała po tyłku od
ciebie. Po co my jesteśmy tutaj, Alex? — William, który był najmniej
zainteresowany całą sytuacją znów się odezwał. Nie spuszczał jednak wzroku z
brunetki. Na jego twarzy pojawił się nawet lekki, nieco kpiący uśmieszek.
— Nie, nie tego od was chcę — odparł mężczyzna. Starał się nie pokazywać po
sobie tego, jak bardzo spojrzenie Williama mu przeszkadza. Sam jednak nie
spojrzał na Anabelle, aby dostrzec jej reakcję. Był jednak pewien, że ucieka
wzrokiem w bok i stara się unikać kontaktu wzrokowego z kimkolwiek. — Chcę
zmiany prawa. Obecnie pół-wampiry mają zbyt wiele praw, czego przykładem jest
Gemma. Zostawione same sobie na zbyt długo mogą zacząć się nam buntować. Nie
tak dawno są Ericku zmierzyłeś się z armią ludzi, prawda? Co, jeśli i nasze
dzieci zaczną się buntować? Czy im też damy tak łatwo radę?
Zdawało się, że jego propozycja jest faktycznie brana pod uwagę. Ciężko
było o tym zadecydować, kiedy miny nieśmiertelnych tak naprawdę nic nie
wyrażały. Jeśli ktoś ich nie znał mógł śmiało powiedzieć, że są nijakie. Devile
spędził z nimi jednak dostatecznie wiele wieków, aby wiedzieć, że nawet tak
beznamiętne miny wiele wyrażały i jeśli tylko się chciało, to można było się
naprawdę wiele dowiedzieć. Dlatego uważnie studiował ich twarze. Astrid i Erick
po pewnym czasie zaczęli wyglądać, jakby się faktycznie interesowali propozycją
Alexandra. Natomiast Igor i William wciąż byli tak samo obojętni i najwyraźniej
znudzeni.
— Musimy się nad tym zastanowić — odezwał się w końcu Erick — ale zanim to,
chyba powinniśmy jeszcze usłyszeć, jak to wyglądało ze strony poszkodowanej,
nie sądzisz?
Dostrzegł, jak blondyn przekręca się nieco na krześle, aby lepiej przyjrzeć
się Anabelle. Zaskoczyła go tego wieczoru. Ani razu nie zrobiła nic, co mogłoby
go w jakikolwiek sposób zdenerwować. Wzięła sobie chyba do serca jego słowa.
— Śmiało, możesz powiedzieć o wszystkim — powiedział. Przesunął
dłonią wzdłuż jej kręgosłupa, na co dziewczyna zadrżała i spięła się. Pamiętaj
o tym, co ci mówiłem. Masz być grzeczną dziewczynką, Ano. Nie chcesz mnie
zdenerwować. Zapewne, gdyby mogła się odezwać to właśnie teraz to by w tej chwili
zrobiła. — Możecie ją wypytać o wszystko.
— Świetnie, ja to zrobię — zaoferowała Astrid i wstała z miejsca — ale nie
przy was. Co powiesz na spacer, kwiatuszku? Ty i ja, same babki.
Anabelle zassała powietrze i od razu spojrzała na Alexandra, od którego
czekała na pozwolenie lub odmowę. Och, jak on bardzo chciał w tym momencie
odmówić i powiedzieć, że rozmowa ma się odbyć tu przy wszystkich. Tak miało być
i na to ją przygotował. Tutaj miał kontrolę, a jeśli wyjdą nie będzie miał
żadnej. Jednocześnie, miał do niej dziwne zaufanie. Nie potrafił tego w żaden
sensowny sposób wytłumaczyć.
— Śmiało, Ano. Będziesz w dobrych rękach.
Co za kłamstwo.
Astrid wydawała się być zadowolona. William za to zawiedziony, że to nie on
wpadł pierwszy na ten pomysł. Devile był pewien, że bardzo chętnie znalazłby
się z Aną sam na sam, a do tego dopuścić nie mógł. Żadne z nich nie powinno być
z nią bez jego nadzoru, jednak stawianie się Astrid w tym momencie było
zwyczajnie bezsensowne. Może i mógł się sprzeciwić, ale to nie doprowadziłoby
do niczego dobrego.
— W porządku. — Jej głos był cichy i niepewny, kiedy zgodziła się na to.
Alex wstał z krzesełka razem z nią. Zrobił to tylko po to, aby zdjąć swoją
marynarkę, którą zarzucił na jej ramiona. Mimo, że na zewnątrz wciąż było w
miarę ciepło wolał nie ryzykować. Niepewnie podniosła głowę, aby na niego
spojrzeć. W ciemnych oczach brunetki dostrzegł masę niepewności, swego rodzaju
wdzięczność i strach. To ostatnie jej nigdy nie opuszczało. — Dziękuję.
— Spróbuj jej nie zjeść, Hildo — rzucił rozbawiony William za nimi,
gdy zaczęły kierować się w stronę drzwi wyjściowych — niektórzy z nas nie mieli
jeszcze okazji jej posmakować.
Kobieta zamiast mu odpowiedzieć pokazała jedynie środkowy palec, a
następnie popchnęła do przodu Anabelle, aby się szybciej ruszyła. Nie minęła
chwila, a drzwi trzasnęły. Nie było słychać ich rozmowy, pozostali mężczyźni
nasłuchiwali. Raczej byli świadomi, że Astrid spróbuje odejść tak daleko, jak
to możliwe, aby nie słyszeli nic z tej rozmowy lub spróbuje przeprowadzić całą
rozmowę w umyśle, aby całkiem się ukryć przed nimi.
Alexander za to nie mógł się otrząsnąć z przeczucia, że coś może pójść nie
tak. Astrid nie miała żadnych hamulców, żadne z nich nie miało. Czułby się
pewniej, gdyby mógł im towarzyszyć. Zamiast wyjść za nimi musiał siedzieć i nie
sprawiać wrażenia zdenerwowanego.
I przetrwać pytania, które padną w jego stronę od pozostałej trójki. Był na
to jednak przygotowany. Nie zamierzał dać się podłożyć. Po balu Erick z
pewnością będzie miał ochotę na to, aby w jakiś sposób go upokorzyć czy
wyciągnąć od niego wyznanie co tu się tak naprawdę dzieje. Zupełnie jakby sam
nie zdawał sobie z tego sprawy.
— To gdzie znajduje się teraz Gemma?
Ciszę przerwał Igor.
— W piwnicy. Chcesz się z nią zobaczyć?
— Nie lubię ciemnych i ciasnych miejsc.
— Ona też nie. Macie już wspólny temat.
Parę chwil temu atmosfera była nieprzyjemna, a teraz zdawało się, że jest
napięta bardziej niż cięciwa łuku. Każdy obserwował każdego, jakby zaraz mieli
się sobie rzucić nawzajem do gardła i pozbawić życia. Zewnątrz mogło się
zdawać, że Pierwsi są zgrani, ale czy naprawdę tak było? Czy faktycznie
wszystko chodziło u nich jak w zegarku? Od dawna nie spędzał z całą czwórką już
czasu, a raczej piątką. W końcu kogoś brakowało. Głównego zainteresowanego,
który nawet nie dał znać, że się nie pojawi. Przez jego bliskie relacje
z Pierwszymi wielu sądziło, że i on się do nich zalicza. Bardzo by chciał.
Jeśli można uznać, że tak po prostu miał szczęście, aby wejść między nich.
Nigdy jednak nie był tak naprawdę w pełni zaakceptowany. Erick i może był jego
stwórcą, przeszli razem przez wiele przeróżnych i nieszczególnie szczęśliwych
chwil, ale to jeszcze nie znaczyło, że mieli się ze sobą przyjaźnić. Erick go
akceptował. Razem ze wszystkimi wybrykami, łamaniem zasad i chodzeniem swoimi
własnymi ścieżkami. Jednocześnie każdego innego już dawno by stracił za
nieposłuszeństwo.
Cisza zaczynała robić się przytłaczająca, a nikomu nie spieszyło się do tego,
aby ją przerwać. Alexander czekał na ich ruch, na pytania z ich strony, ale
obecnie nie był pewien czy się ich doczeka.
— Skoro zbieramy informacje od ciebie i od twojej uroczej partnerki, nie
sądzisz, że byłoby to sprawiedliwe, aby dowiedzieć się co sądzi o tym wszystkim
Gemma? — To Erick okazał się być tym, który zrzucił propozycję. — Co, jeśli
kłamiecie? Wiemy, że ta dziewczyna zrobi dla ciebie wszystko, a Gemma teraz
będzie chciała tylko się uratować i wyrwać z twojego małego więzienia.
— Gemma też może kłamać. Wiesz, że robiła to nieraz.
— Ty również, a jakoś daliśmy ci szansę, żebyś się mógł wypowiedzieć.
Przyprowadź ją tutaj.
Nie zamierzał ruszyć się nawet z miejsca. Przywołał do siebie Betty, Elizabeth,
której rozkazał przyprowadzić tu Gemmę. Na powrót obu pół-wampirzyc musieli
sobie chwilę poczekać. Dało się słyszeć próbę walki Gemmy, która nie chciała
dać się zaprowadzić do salonu. Niczym pies uwiązana na łańcuchu nie miała zbyt
wiele możliwości. Całą drogę na górę próbowała się Betty wyrwać, jednak ta
miała w sobie nieco więcej siły niż brunetka. Swoją postawę wciąż miała bojową,
gotowa do walki w razie, gdyby było to potrzebne. To co mu się w niej podobało
to to, że nie dała mu się złamać. Przynajmniej jeszcze nie. To była tylko
kwestia czasu. Nie chciało mu się nią jednak zajmować. Znalazł dla niej
znacznie lepsze towarzystwo.
Gemma przekrzywiła głowę na bok i kwaśno się uśmiechnęła.
— Cóż z zaszczyt mnie kopnął — wycedziła — to co, który pierwszy, hm? Mam
się wam rozłożyć na stole, sami do mnie przyjdziecie?
— Waleczna dziewczynka — wymruczał William — podoba mi się.
— Alex ma zdecydowanie słabość do brunetek. Ja chyba też zacznę mieć. —
Igor wstał ze swojego miejsca i podszedł do Gemmy. Zaprowadził ją do stołu, aby
usiadła razem z nimi. Nie musiał tego robić, ale okrył jej ramiona marynarką.
Miała na sobie jedynie ciemną koszulę, która należała do Devile. Nie odczuwała
chłodu w takim stopniu co ludzie, ale przebywanie w piwnicy musiało być
uciążliwe nawet dla niej. — Krwi? — Podsunął jej kieliszek wypełniony karminową
cieczą. Na sam zapach kły brunetki się wysunęły i chwyciła kielich. Zupełnie
tak, jakby zaraz mieli jej go wyrwać z rąk. Opróżniła go w parę krótkich chwil,
a gdy skończyła rzuciła na podłogę.
— A teraz mi opowiedz, co się tu wydarzyło?