Anabelle
– Książeczka.
Zacisnęłam dłoń na klamce słysząc głos matki.
Racja, zapomniałam o książeczce. Powoli odwróciłam się w stronę
kobiety. Farbowane na ciemny brąz włosy wyblakły, a na zmęczonej twarzy
widniał słaby uśmiech. Odwzajemniłam go i zawróciłam z powrotem
do pokoju. Czasami ciężko było mi zrozumieć moich rodziców. Od kiedy tylko
pamiętam, w moim życiu były obecne wampiry, a widok krwi nie był
niczym szczególnym. Również idąc ulicą można było spotkać wampira, często nawet
nie zdawaliśmy sobie sprawy z tego, że stoimy obok jednego z nich.
Rzadko mogłam wychodzić z domu bez opieki swoich rodziców. Większość osób w moim
wieku zwykle uwalniała się już od nich, ale nie ja. Ja nie mogłam,
zaczynałam wiele razy temat wyprowadzki, która była nieunikniona, ale zawsze
potrafili mnie szybko zbyć i zmienić temat na inny. Chronili mnie. To było
proste, jednak dla mnie nie do końca zrozumiałe. Brakowało mi przyjaciół,
własnego życia. Jedyne towarzystwo na jakie mogłam liczyć to moi rodzice,
czasami zdarzyło się również, że pojawiła się jedna z moich koleżanek, ale
owe wizyty też nie trwały zbyt długo. Na dłuższą metę takie życie było naprawdę
uciążliwe.
Skierowałam się w stronę schodów, aby
dostać się do swojego pokoju. Nieco szarawa książeczka leżała na szafce nocnej.
Czerwonym tuszem było na niej napisane moje imię, data urodzenia oraz
data, w której oficjalnie zaczęłam oddawać krew dla „potrzebujących”. Wzięłam ją
do ręki i przez kilka sekund przewracałam kartki. Od dwóch lat co miesiąc
pojawiałam się w banku krwi, aby się podzielić swoją własną z wampirami.
Byłam do tego przyzwyczajona. My wszyscy byliśmy. Schowałam książeczkę do
torebki i zbiegłam na dół do mamy.
– Przepraszam, możemy już iść – powiedziałam, zdając sobie sprawę z tego, że mój pobyt w pokoju był znacznie
dłuższy niż powinien i najpewniej się o mnie zaczęła martwić. Chociaż, co złego mogło mi się stać w moim własnym pokoju? Najgorszą możliwością
było to, że mogłam się potknąć o dywan lub o własne nogi. – Może
pójdziemy spacerem? Jest ładna pogoda, a mamy przecież cały dzień.
Wiedziałam, że spotkam się z odmową.
Trzymała w dłoniach kluczyki od auta, więc nawet nie było takiej
możliwości, żebyśmy mogły urządzić sobie spacer, który w jedną stronę
trwałby około godziny. Nie rozumiałam ich paniki, wampiry nie mogły nas
zaatakować. Nie miały takiego prawa. Owszem, zdarzały się wypadki, kiedy ludzie
byli przez nie atakowani, ale to się działo tylko i wyłącznie z ich
winy. Mieliśmy obowiązek oddawania krwi, aby zapewnić sobie bezpieczeństwo, a osoby,
które tego nie robiły, były wystawione na ataki ze strony krwiopijców. Ja byłam
bezpieczna, moja rodzina i osoby z którymi się przyjaźniłam - także.
– Anabelle, rozmawialiśmy o tym – zaczęła, a ja od razu rozpoznałam ten ton. Używała go, kiedy chciała przekonać mnie do swojej
racji. – Nie będziemy nigdzie chodzić. Jedziemy tam i wracamy z powrotem.
Twój ojciec nie byłby zadowolony.
– Nie ma go tutaj, więc możemy...
– Powiedziałam ,,nie." – ucięła stanowczo.
Spojrzała na mnie ostro swoimi szarymi oczami. Nienawidziłam tego spojrzenia,
tonu głosu i bardzo często też jej. – Wychodzimy tylko, kiedy jest to
konieczne, Anabelle.
Skinęłam głową na jej słowa. I tak nie
zdziałałabym nic w tej sprawie. Założyłam jeszcze szalik, który był
bardziej do ozdoby niż do tego, aby chronić mnie przed chłodem. Wyszłam na
zewnątrz jako pierwsza. Czekałam jednak tuż przy drzwiach na rodzicielkę, aby
ta je zamknęła i równo poszyłyśmy w stronę samochodu. Usiadłam na
miejscu pasażera, wzrok wbijając w swoje kolana. Skoro nie miałam nic do
powiedzenia w tej sprawie, mogłam równie dobrze siedzieć cicho. Mama nie
zwracała już na mnie większej uwagi. Skupiła się na tym, aby dojechać w wyznaczone
miejsce. Cieszyłam się, że jedziemy tam we dwie, bez ojca. Zawsze, kiedy
wychodziliśmy gdzieś we trójkę., było dziwnie. Sama nie wiedziałam czemu tak
naprawdę nie przepadam za spędzaniem czasu w towarzystwie ojca, ale nie
zamierzałam też w to wnikać. Jak tylko ruszyłyśmy, wyjrzałam przez okno.
Mijałyśmy wielu ludzi, w tym pewnie też wampirów. Była ładna pogoda jak na
październik. Zwykle o tej porze roku chmury zakrywały niebo i padało, ale dzisiaj świeciło słońce. Dzieciaki wyszły na dwór, żeby spędzić trochę
czasu na świeżym powietrzu, to samo robiły nastolatki czy nawet dorośli. I wśród
nich byłam ja, dwudziestoletnia dziewczyna, która nie mogła niczego zdziałać.
– Jak to jest, że dzieci wychodzą bez problemu
na dwór, a ja nie? – zapytałam po jakimś czasie milczenia. Może
zachowywałam się jak maluch, któremu zabraniano wciąż jednej i tej samej
rzeczy, ale wierzyłam, że mam prawo być o to zła. Zwłaszcza, że nie miałam
pięciu lat. Potrafiłam o sobie zadbać.
Wiedziałam również, że nie spotkam się z taką
odpowiedzią jakiej bym chciała. Przesadnie mnie pilnowali, może byłabym w stanie
to zrozumieć, gdybym unikała oddawania krwi, ale dzięki temu byłam bezpieczna, a żaden
wampir mnie nigdy nie zaatakował. Ani tym bardziej moich rodziców, którzy dbali
o to, żebyśmy regularnie pojawiali się w banku krwi. Kobieta
westchnęła ciężko, zauważyłam, że jej drobne dłonie zacisnęły się mocniej na
kierownicy. Zwolniła, wzrok jednak przez cały czas miała wbity w przestrzeń przed sobą.
– Ponieważ rodzice ich nie pilnują. Musisz
zrozumieć, Anabelle, że robimy to dla twojego dobra. Nawet mając odznakę możesz
zostać zaatakowana.
– Mamo, ja mam dwadzieścia lat. Powinnam w tym
wieku już z kimś być, uczyć się dalej, a wciąż siedzę w domu,
zamknięta przez własnych rodziców! Ja nawet nie mam przyjaciół!
– Masz mnie i ojca. To ci powinno
wystarczyć. Temat uważam za zamknięty, Anabelle. Nie chcę więcej tego słuchać, rozumiesz? Mieszkasz z nami i będziesz robiła to, co ci
będziemy kazać. Nie pozwolę na to, żeby wampiry zamordowały moje jedyne
dziecko. – wycedziła. Byłam wymodlonym dzieckiem, przez bardzo długi czas moja
matka nie mogła zajść w ciążę, a kiedy wreszcie się to udało stałam, się czymś w rodzaju rzeczy, której nie można zgubić, zarysować czy
wystawić na światło dzienne.
– Mieszkałam, mieszkam i mieszkać do końca
swojego pieprzonego życia będę – mruknęłam, na co kobieta posłała mi groźne
spojrzenie. Może gdybyśmy były w domu przejęłabym się tym, ale teraz nie
potrafiłam i naprawdę nie chciałam myśleć o tym, że kobieta mogłaby
się poczuć urażona.
Niecierpliwie czekałam na moment, aż
znajdziemy się na miejscu. Chciałam mieć to wszystko za sobą, a po
powrocie do domu zaszyć się w swoim pokoju i przeczekać najpewniej
kolejny wieczór wypełniony kłótniami z mojej winy. Po jakimś czasie mama
włączyła radio, jak zwykle najpierw były wiadomości. Niezbyt przyjemny głos
kobiety informował o nocnych atakach wampirów na grupkę bezdomnych, po
tych słowach mama spojrzała na mnie wymownie, w stylu „A nie mówiłam?”, a potem prowadząca
dodała coś o pogodzie oraz kilka nieznaczących informacji. Po jej
wypowiedzi usłyszałam znajome dźwięki dość popularnej piosenki, nie skupiłam
się jednak na treści. Widząc przy drodze znak oznajmiający, że do Banku Krwi
zostały jedyne trzy kilometry, cicho westchnęłam - z jednej strony się
cieszyłam, ze tam idę, (ha dobre sobie), a z drugiej wolałabym dziś nigdzie
nie wychodzić. Mama zaczęła jechać wolniej, zawsze się denerwowała, kiedy
byliśmy coraz bliżej miejsca, gdzie dosłownie roiło się od wampirów. Zwykle
starałam się ją jakoś uspokoić, bo jako jedyna z naszej trójki
zachowywałam względny spokój jeśli chodziło o kontakty z nieśmiertelnymi,
ale tym razem zostawiłam matkę samą z jej lękami. Zaparkowała jak
najbliżej budynku. Byle wejść, a potem jak najszybciej wyjść. Taki był
plan. Odpięłam pas, a kiedy tylko auto się zatrzymało, zgrabnie z niego
wyskoczyłam, zatrzaskując drzwi. Nie czekając na mamę, ruszyłam w stronę
budynku. Dogoniła mnie dość szybko i ujęła pod ramię. W pierwszej
chwili miałam ochotę się wyrwać, jednak po chwili zastanowienia sobie
darowałam.
Mama narzuciła szybkie tempo, nigdy nie czuła
się pewnie w tym miejscu, ale czy jakikolwiek człowiek czuł się dobrze
będąc obserwowany przez wampiry? Drzwi automatycznie się przed nami otworzyły,
kiedy tylko się zbliżyłyśmy. Mama skinęła lekko głową w stronę
recepcjonistki. Ruszyłyśmy do windy, aby dostać się na interesujące
nas piętro.
– Nie musisz biec – rzuciłam przewracając oczami. – Jakbyś nie wiedziała jesteśmy tu całkiem bezpieczne.
– Nikt nie jest bezpieczny – odparła, mocniej
obejmując moje ramię. Po części miała rację, nikt tak naprawdę nie był
bezpieczny – ani nigdy nie będzie. Świat się zmienił, Anabelle. Ciągle się
zmienia, na gorsze.
– Być może – mruknęłam i lekko wzruszyłam
ramionami.
Winda przyjechała dość szybko, wysiadło z niej
kilka osób. Weszłam do niej jako pierwsza, mama wcisnęła guzik z cyferką
sześć. W ostatniej chwili jednak do windy wpadł wysoki mężczyzna. Po
reakcji mojej matki domyśliłam się, że musiała go znać - drgnęła niespokojnie i obrzuciła
go krótkim, zniesmaczonym spojrzeniem. Cofnęłam się w głąb windy,
opierając plecami o ścianę. Oboje stali do mnie tyłem.
– Miło panią widzieć, pani Casella – odezwał się
mężczyzna. Rozchyliłam lekko wargi. Znali się i najwyraźniej dość dobrze, tak
mi się przynajmniej wydawało. – Muszę przyznać, że byłem zaskoczony tym, iż pani mąż zechciał ze mną porozmawiać.
– Proszę, nie tutaj – odpowiedziała mu – Peter się
z panem skontaktuje w najbliższym czasie.
Naprawdę nic nie rozumiałam z tej wymiany
zdań, która dla mnie nie miała najmniejszego sensu. Być może to był jeden z mężczyzn,
którzy współpracowali z moim ojcem? Cóż, był właścicielem banku w Londynie,
a z tego co słyszałam, ostatnio niezbyt mu się układało, więc może ten
mężczyzna miał zamiar odkupić go od ojca? Sama nie wiedziałam co o tym
sądzić. Brunet nie odpowiedział już nic mojej matce, jedynie pożegnał ją
krótko, a kiedy drzwi od windy się otworzyły, wysiadł.
Ciekawość już prawie wzięła górę i miałam
się pytać kim owy mężczyzna był, ale powstrzymałam się. Wolałam, aby moja matka
nie była bardziej zestresowana niż w tamtej chwili. Wystarczyło, że chodziła od
kilku dni poddenerwowana. Tak samo było z ojcem, a ja, chociaż bardzo
chciałam, nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego tacy są. Wszystko układało się
przecież świetnie - owszem problemy w banku były, ale to chyba nie był
ogromny powód do niepokoju, prawda?
Jednak jak tylko i my wysiadłyśmy z windy, zostawiłam ten temat za sobą. Miałam teraz ważniejsze rzeczy, na których się
powinnam skupić, niż rozmowa, która nic tak naprawdę dla mnie nie znaczyła. To
były sprawy „dorosłych”, a ja wolałam trzymać się od tego z daleka.
Mama zaprowadziła mnie do odpowiedniej sali,
gdzie miałam oddać krew. Nie lubiła mnie tu przyprowadzać ze względu na to, że
musiałam zostać sama przez dość długi, dla mojej matki zbyt długi, czas. Stojąc
przed białymi drzwiami, na których były napisane złotymi literami imię i nazwisko
osoby, która mnie dziś przyjmowała, matka mocno ściskała moją rękę, bojąc się
najwyraźniej mnie puścić. Pamiętałam doskonale swój pierwszy dzień tutaj. Byłam
zdenerwowana, bałam się nawet odezwać, a teraz? Teraz po prostu szłam,
podwijałam rękawy od swetra i czekałam, aż zabiorą mi krew. Nic
szczególnego. Zanim pozwoliła mi wejść, usłyszałam przynajmniej dziesięć razy,
że mam na siebie uważać, a jak tylko skończę, od razu iść do gabinetu,
gdzie moja matka miała swój „zabieg”. Za każdym razem potakiwałam głową, mówiłam
„Dobrze, będę. Nie musisz się martwić. Mam telefon, zadzwonię”. Powtórzyłam to
zdanie przynajmniej trzy razy, co było naprawdę męczące. W końcu puściła
moją rękę, a ja poczułam dziwną ulgę. Nawet wchodząc do gabinetu,
wcześniej pukając kilka razy, czułam się po prostu wolna. To jedna z nielicznych
chwil, kiedy byłam sama. Okej, była wtedy ze mną jakaś wampirzyca lub wampir,
ale nigdy nie zwracałam na nich uwagi. Byli jakby niewidzialni, ani mi ani im
to nie przeszkadzało.
– Anabelle Casella? – usłyszałam damski głos. Za
biurkiem siedziała młodo wyglądająca kobieta. Mogła mieć na oko nie więcej niż
trzydzieści lat. Białe włosy miała związane w koka na czubku głowy, a zielone
oczy uważnie śledziły każdy mój krok. Wskazała mi dłonią krzesełko przed sobą. –
Proszę, mam parę pytań zanim zaczniemy.
Rutyna. Czy paliłaś w tym tygodniu,
czy spożywałaś alkohol oraz wiele innych bardzo
szczegółowych i prywatnych pytań na, które nie miałam ochoty odpowiadać.
Chociaż... kiedy pytały się o to kobiety, nie czułam się skrępowana. Znacznie
gorzej było, kiedy trafiał się mężczyzna i prosto z mostu pytał „A
ostatnia miesiączka była kiedy?”. Byłam pewna, że przy tych bardziej intymnych
pytaniach moja twarz się robiła cała czerwona, a ja byłam strasznie
zażenowana. Tym razem odpowiadanie na pytania poszło szybko, najwyraźniej
wampirzyca też nie chciała sobie zaprzątać głowy takimi rzeczami. Ja się mogłam tylko cieszyć.
Przeszłam na specjalny fotel, wcześniej zdejmując
z siebie płaszcz oraz bluzę. Podwinęłam rękaw długiej bluzki dość wysoko,
aby w niczym nie przeszkadzał. Dłonie kobiety były chłodne, wszystko
robiła jednak zgrabnie i szybko. Kiedy kazała mi się przygotować, wzięłam
głęboki wdech. W pierwszej chwili poczułam nieprzyjemne ukłucie, jednak powinnam
być przyzwyczajona do tego uczucia.
– Tym razem wezmę mniej. W książeczce masz
zaznaczone, że miesiąc temu oddałaś więcej niż powinnaś. Mam nadzieję, że sama
nic nie dopisywałaś – powiedziała, a przy ostatnim zdaniu zmrużyła nieco
podejrzliwie oczy. Wielu ludzi tak robiło, ale to nigdy się nie udawało. A przynajmniej
w tym banku krwi to nie działało. Wampiry były zbyt sprytne, zresztą z łatwością
można było sprawdzić w systemie.
– Nie, wszystko zaznaczała ostatnio... um, chyba
miała na imię Anna – odpowiedziałam. Wampirzyca jedynie skinęła głową, nie
drążąc dalej tematu. Zamknęłam oczy, nie myśląc o tym, co się teraz dzieje.
Zwykle brałam ze sobą telefon i słuchawki, aby słuchać muzyki, ale kiedy
moi rodzice się o tym dowiedzieli stanowczo, tego zabronili. W końcu na
pewno wampir, który mnie przyjmował, myślał tylko o tym, aby się na mnie
rzucić podczas oddawania dla niego krwi, a potem stracić życie za
atakowanie ludzi, których nie miał prawa tknąć. A ja musiałam mieć oczy
dookoła głowy i nasłuchiwać co takiego się dzieje w gabinecie, aby w razie
czego szybko uciec. Co prawda samo pobieranie krwi nie trwało długo, ale zawsze
to miałam jakieś zajęcie na ten czas. Teraz po prostu rozglądałam się po
gabinecie. Mogłam równie dobrze zacząć rozmowę z wampirzycą, ale nie wiedziałam
nawet od czego zacząć. Zwykle przyjmowała mnie Anna, a z nią mogłam
rozmawiać o wszystkim. Sama nie wiedziałam, czemu darzę taką sympatią
wampirzycę, ale ona była po prostu... miła.
– I już, po krzyku – powiedziała wampirzyca, podchodząc do mnie. Wyciągnęła igłę z mojego ciała i uśmiechnęła się, ukazując przy tym długie, lśniące bielą kły. Odwzajemniłam uśmiech, powinien
mnie on pewnie przestraszyć, ale nic z tych rzeczy. Może gdybym miała
kilka lat, nieco bym się przestraszyła na widok kłów. – Przejdź do barku, zjedz
coś lub się czegoś napij, a potem możesz wracać do domu. Muszę tylko
jeszcze wpisać do książeczki potrzebne informacje – dodała.
Skinęłam głową.
Było mi trochę słabo, często oddawanie krwi
męczyło ludzi. Byłam jednak przyzwyczajona do tego, że zawsze po pobieraniu
krwi jest mi słabo. Teraz było gorzej, pobrała mi jej więcej, więc
potrzebowałam też więcej odpoczynku i czasu, aby dojść do siebie.
Zaczekałam chwilę, a kiedy poczułam się na tyle dobrze, aby wstać, postanowiłam się ubrać i skorzystać z rady kobiety. Spoglądałam na
nią jedynie jak wpisuje do mojej książeczki potrzebne informacje, a potem
przepisuje je do komputera. Oddała mi ją po chwili, życzyła miłego dnia, a ja
wyszłam, zostawiając ją samą. W pierwszej chwili chciałam faktycznie pójść
do mamy i zrobić to co mi kazała, ale nagle zmieniłam
zdanie. Skierowałam się w stronę barku. W banku krwi pracowały
głównie wampiry, ale można tu było też spotkać ludzi. Podeszłam
do lady, a na ścianie zawieszone było menu. Nie przychodziłam tutaj,
zawsze po pobieraniu krwi od razu wracałam z rodzicami do domu, tym razem
złożyło się tak, że i moja mama miała badanie, więc mogłam skorzystać z chwili
wolnego. Ostatecznie stanęło na gorącej czekoladzie, nie miałam przy sobie
wiele pieniędzy, zaś czekolada mieściła się w pięciu funtach, a dodatkowo
zamówiłam sobie małe ciastko. Zajęłam miejsce przy wolnym stoliku, dobra
wszystkie były wolne, a ja wybrałam ten najbliżej wyjścia. Usiadłam na
krzesełku cierpliwie czekając, aż ktoś przyniesie moje zamówienie. Po jakimś czasie zaczęłam stukać paznokciami o stolik. Mimo wszystko myślałam nad
tym co, powie moja rodzicielka, kiedy mnie tutaj znajdzie i dowie się, że
nie postąpiłam według ustalonych przez nią zasad. Chyba nie było nic dziwnego w tym,
że chciałam pobyć chociaż chwilę sama. Potrzebowałam odetchnąć od matki, która
była przy mnie przez cały czas.
– Smacznego.
Młody chłopak postawił na stoliku czekoladę oraz
mały talerzyk z ciastkiem. Uśmiechnął się do mnie i odszedł, wracając
do swoich obowiązków. Nie zwracałam na niego większej uwagi. Przysunęłam do
siebie kubeczek z gorącą czekoladą. Wyciągnęłam z niego łyżeczkę i oblizałam
ją z bitej śmietany. Obok na stoliku leżał mój telefon. Zerkałam na niego z nerwów co jakiś czas, w obawie, że moja matka zacznie dzwonić. Położyłam go
ekranem do dołu, nie mogę przecież cały czas myśleć o tym co, pomyśli sobie
moja matka. Teraz miałam chwilę dla siebie. Co prawda na pewno bardzo krótką,
ale zawsze coś.
W pierwszej chwili nawet nie zauważyłam, kiedy
ktoś się do mnie przysiadł. Powoli podniosłam głowę, aby spojrzeć na mężczyznę,
który siadł naprzeciwko mnie. Od razu rozpoznałam w nim nieznajomego z windy, z którym rozmawiała moja matka. Ciemne włosy były w nieładzie, ale to
tylko dodawało mu urody. Przyglądał mi się badawczo błękitnymi oczami.
Zauważyłam, że miał na sobie czarną skórzaną kurtkę. Jeśli minęłabym go na
ulicy, z całą pewnością nie potrafiłabym się powstrzymać i zawiesiłabym
na nim oko. Miałam się już odezwać, ale naprawdę nie wiedziałam, co powinnam
była mu powiedzieć.
– Anabelle Casella, zgadza się?
Powoli skinęłam głową. Znał mnie. Och, jasne
kretynko, że cię zna! Skoro zna twoich rodziców, o tobie też słyszał,
warknęłam na siebie w myślach. Powinnam się odezwać, powiedzieć cokolwiek,
żeby nie siedzieć w kompletnej ciszy, ale co mogłam poradzić na to, że
nieznajomy mnie onieśmielał? Przełknęłam ślinę, w końcu nabierając odwagi,
aby się odezwać.
– Zgadza się. Przykro mi, ale nie kojarzę pana.
Poznaliśmy się wcześniej? – zapytałam. Starałam się brzmieć normalnie, serce
zabiło mi szybciej. Tak, to na pewno była wina tego, że nie miałam do czynienia z osobnikami
płci męskiej na co dzień. A teraz w dodatku przysiadł się do mnie
taki mężczyzna. Nie mógł być powyżej trzydziestki. Może był starszy ode
mnie o siedem, osiem lat. Tak zakładałam, chociaż, znając siebie, najpewniej
się myliłam. Wywarł na mnie ogromne wrażenie. Ktoś taki - dobra ktoś z takim
wyglądem - zainteresował się mną. Szarą myszką, która jest uzależniona od swoich
rodziców. Nie wychyla się i właściwie nie robi niczego poza wykonywaniem
poleceń od matki czy ojca.
– Nie mieliśmy przyjemności się zapoznać –
odparł w końcu. Brunet oparł się wygodniej o krzesełko, nie odwracając
ode mnie wzroku – Twój ojciec i ja zawarliśmy dość ciekawy... interes.
Pomyślałem, że wypadałoby poznać się lepiej z jego rodziną. Za jakiś czas
będziemy dość blisko.
Skinęłam niepewnie głową. Naprawdę nie miałam
pojęcia o co mu chodzi. Skoro jednak wspomniał, że prowadzi interesy z ojcem, to pewnie będzie częstym gościem w naszym domu. Znałam większość osób, z którymi
mój ojciec wchodził w układy, tym razem też nie mogło być inaczej,
prawda?
– Rodzice nic mi nie wspominali.
– To dobrze. Niektórych rzeczy powinno się
dowiadywać w swoim czasie – powiedział, a na jego twarz wkradł się
zadziorny uśmieszek. Nie spodobał mi się. Było w nim coś... drapieżnego i niebezpiecznego.
Czułam, że powinnam się od mężczyzny trzymać z daleka. W jego
zachowaniu coś mi nie pasowało. Nigdy nie oceniałam ludzi po pierwszym
wrażeniu, jednak tym razem zdecydowanie wolałabym znaleźć się w zupełnie
innym miejscu niż on.
– Nie przedstawił mi się pan – zauważyłam. Znał
mnie, też chciałam wiedzieć z kim mam przyjemność rozmawiać. Z całych
sił starałam się odwrócić wzrok, ale coś w jego spojrzeniu mi nie
pozwalało. Po prostu się w niego wpatrywałam jak idiotka, która nigdy
wcześniej nie widziała na oczy przystojnego faceta.
– Już niedługo mnie poznasz.
I po tych słowach mnie opuścił.
Hej. Na początku chciałam podziękować za tyle ciepłych słów pod prologiem. Naprawdę się tego nie spodziewałam, a czytając każdy komentarz uśmiechałam się szeroko do ekranu. Nie wyobrażałam sobie, że przybędzie was, aż tyle. I każdemu z osoba dziękuję za poświęcony czas. Przed wami rozdział pierwszy, delikatne wprowadzenie do tego co dopiero będzie. Mam nadzieję, że się wam spodobało i nie pożałowaliście czasu, który spędziliście na czytaniu rozdziału pierwszego. Na tym chyba powinnam zakończyć swoją wypowiedzieć, bo nie mam pojęcia co jeszcze mogłabym od siebie dodać. Raz jeszcze dziękuję za tyle komentarzy. Do następnego! :)
Moje <33
OdpowiedzUsuńCo mogę powiedzieć już na wstępie? Jest dokładnie tak, jak napisałam Ci już w rozmowie: wyszło cudownie, przynajmniej moim zdaniem. Początki zawsze są najtrudniejsze, bo to na nich buduje się całe opowiadanie; musisz wprowadzić czytelnika w swój świat, co nie zawsze się udaje, ale Tobie wyszło i piszę to z pełnym przekonaniem. Narracja ładnie przeplatała się ze wzmiankami o tym, jak wygląda ten nowy świat, jaki stosunek mają do niego ludzie i sama Anabelle. To bardzo mi się podobało, bo wiem na czym stoję: jak zmieniło się życie i jak bardzo odbiegało od tego, które znamy my. Tak powinno być, tym bardziej, że wielu autorów zapomina, że czytelnik nie siedzi w jego głowie, a swoje pomysły trzeba wprowadzić od podstaw. Zrobiłaś to i to bez przynudzania, a więc wielki plus.
UsuńWiesz jak długo czekałam na Alexa, prawda? Iana biorę w każdym wydaniu, a w takim… Aż jestem zdziwiona, że Anabelle nie zareagowała bardziej emocjonalnie, przynajmniej przy tym drugim spotkaniu, ale już jej tu wybaczę. Młody bóg siada naprzeciwko niej, a ona co…? *___* Alex obserwuje i powoli poznaje swoją ofiarę; potem będzie już tylko gorzej, a Ana na pewno nie ucieszy się z faktycznego układu, który zawarł jej ojciec, ale cii…
Jej matka skutecznie podnosi ciśnienie. Rozumiem troskę, ale taka nadopiekuńczość… Oj, nie dziwię się Anie, że jest zdenerwowana – nikt długo by tego nie zniósł. Nie ma chyba nic gorszego niż ciągła kontrola i rażący brak zaufania, a to, co robią jej rodzice… Hipokryzja tak bardzo, jeśli wziąć pod uwagę to, jak ostatecznie potraktowali to swoje wyczekane dziecko c:
Czekam na kolejny rozdział. Nawet nie wiesz jak bardzo cieszę się, że zaczęłaś to opowiadanie. Teraz pozostaje mi trzymać kciuki za to, żebyś dotrwała do końca.
Dużo weny, kochana!
Nessa.
Dziękuję za wiadomość :)
OdpowiedzUsuńWidziałam, że coś wstawiłaś, mam zaobserwowany twój blog, nawet sobie już otworzyłam kartę. Zaczynam czytać.
Rozdział bardzo miły, nie ma błędów stylistycznych itp. itd. Tylko brakuje mi akapitów.
Wprowadzenie długie, świat w miarę logiczny. Jedynie co mi nie pasowało to to, że wyłożyłaś większość kart na samym początku. Jest w tym potencjał, więc dlaczego nie przeciągnęłaś tego na parę rozdziałów? Nie pokazywałaś nam po kawałku?
Końcówka intrygująca, w ogóle mam wrażenie, że, jak na razie, wiesz co robić.
Pamiętaj o akapitach.
Lecę już.
Papapap
Hejka :*
OdpowiedzUsuńNa początku też chciałabym powiedzieć, że brakuje odstępów między dialogami. Nie powinno się ich zapisywać w taki sposób, tylko z akapitem i to większym od tego normalnego zaczynającego nową myśl, bądź tej samej wielkości :) A zamiast myślnika stosujemy pauzę lub półpauzę :D (ja w wordzie robię je wciskając ctrl i minus na numerycznej, nie wiem jak będzie u Ciebie :)) To tyle :P
Rodzice dziewczyny są totalnie beznadziejni i nie wiem jakich słów dobrać, żeby opisać to jacy są głupi. Dowiedziałam się z fabuły, że dziewczyna zostanie sprzedana wampirowi, więc po jaką cholerkę tak pieszczą ją na milion sposobów i nie pozwalają jej nigdzie wychodzić? Bo wygląda na to, że wampir i ojciec już ustalili cenę interesu! No chyba, że matka jeszcze nie wie... ale raczej wie. No nic, czekam na rozwój wydarzeń :)
Opisy świetne, bardzo miło się czyta, wielki plus za to :D Podoba mi się to, że wampir nie jest, a przynajmniej po tych dwóch notkach odniosłam takie wrażenie, że do przyjemniaczków nie należy. Raczej taki typ, seksowny z zewnątrz, potwór wewnątrz :D
Czekam na kolejny rozdział :* Życzę weny i pozdrawiam :D
http://rodzinadenverow.blogspot.com/
Hej! :)
OdpowiedzUsuńWiem, miałam skomentować wczoraj, ale się nie wyrobiłam. Mam nadzieję, że żadna siekiera nad moim karkiem nie wisi :D Ale już się biorę za to!
Zacznę może od tego, że chociaż zachowanie rodziców Any nie jest do końca odpowiednie, to je rozumiem. Ograniczają ją, to fakt. To nie jest sprawiedliwie. Ale można to zrozumieć, bo chcą ją chronić. Na tym polu wszystko jest dozwolone. Może i są przewrażliwieni, ale lepiej przecież dmuchać na zimne, prawda? Obowiązkiem rodziców jest chronić swoje dzieci. Lepiej posuwać się do przesadzonych kroków, niż w razie nieszczęścia obwiniać się, że nie zrobiło się wszystkiego, co należy.
Z drugiej strony rozumiem także Anę. Nie jest małą dziewczynką, którą wszędzie trzeba prowadzać za rączkę. Jest już dorosłą kobietą, więc to normalne, że chciałaby rozwinąć skrzydła i żyć poza murami domu. Żyć jak inni. W końcu nikt nie chce być ograniczany, prawda?
W ogóle się nie dziwię, że Ana nie lubiła tych pytań. Jak miałam oddawać krew w szkole, to miałam dobrze, bo przynajmniej musiałam wypełniać jedynie ankietę. Ale potem szłam z tą ankietą do małego pomieszczenia w busie, gdzie siedział Pan doktor.
Zastanawia mnie tajemniczy mężczyzna z windy i baru. Do tego już wiadomo, że rodzice Any coś przed nią ukrywają. Mam pewne podejrzenia, ale na razie zachowam je dla siebie :D Ale oczywiście - przystojny brunet. Czyżby to był Ten brunet? :D
Ogólnie, rozdział jest świetny i bardzo mi się podobał <3 Do tego czytało się go lekko. Błędy może jakieś pojedyncze były, jakieś literówki, ale nie jestem w stanie ich teraz powtórzyć :D Kto by się przejmował? Ważna jest treść rozdziału i to wyszło Ci cudownie <3
Już się doczekać nie mogę kolejnego rozdziału i dalszych losów Any i "tajemniczego" bruneta :) I dużo weny oraz czasu :3
Mrs.Cross
"żeby wampiry zamordowały moje jedyne dziecko. - wycedziła" - bez kropki. ;)
OdpowiedzUsuńPrzede wszystkim rozbraja mnie absolutnie zachowanie rodziców Any. Trzymają ją w zamknięciu, w złotej klatce, usiłując na siłę uszczęśliwić. To i tak cud, że nie wyrosła na dzikuskę, która nie potrafi zachować się w towarzystwie. Najgorsze jest to, że taki typ rodziców-terrorystów-z-miłości naprawdę istnieje. Zazwyczaj gdy ich pociechy zrywają się wreszcie ze smyczy, szaleją i robią dokładnie to, przed czym były tak pilnie strzeżone, tak po złości. Ale Twoja bohaterka chyba ot tak ze smyczy się nie zerwie. Zostanie tylko przekazana w inne rączki. O zgrozo, nie wiadomo, co będzie dla niej gorsze. Która klatka lepsza, skoro obie wciąż są klatkami?
Tak czułam, że ten facet z windy to będzie ten wampir, mający "przejąć" Anę. Tak mi się kojarzy ze zwiastuna.^^
Mam dwa niewielkie zastrzeżenia, a w zasadzie pytania. Jak/czemu Twoje wampiry chodzą na słońcu? Mam nadzieję, że w nim nie sparklą. I czy ludzie w ogóle są w stanie odróżnić je od śmiertelników, nie widząc kłów? Czy coś je charakteryzuje, czy mogą wtopić się w tłum, skoro mogą spacerować w ciągu dnia?
No i ta czekolada za 5 funtów, co za zdzierstwo! Kapitalistyczne wampiry! Nawet w Polsce tabliczkę czekolady dostaje się za darmo za oddanie krwi!
Pozdrawiam.
Czekałam na rozdział z niecierpliwością- czekałam i czekałam. A kiedy już sie pojawił, mnie odcięło Internet. Myślałam, że padnę! Przez dwa dni chodziłam jak na szpilkach, wiedząc, że u ciebie pojawiła się nowość, a ja nie mogę tego przeczytać!
OdpowiedzUsuńAle już jestem! :> I pochłonęłam rozdział jednym tchem. Nie był wcale nudny, nawet tak nie mów! A niby co można zawrzeć w pierwszym rozdziale nowego opowiadania? Musiało się pojawić trochę opisów, które przybliżyłyby nam nieco postacie, ich sytuację życiową itp. W twoim przypadku jednak absolutnie nie wyszło to dennie i monotonnie! :>
Akcja w windzie... Super! Wchodzi jakiś seksiak, a ja już wiem, że to Ian :D Wiadomo, na takich to ja mam radar. I ta nieodłączna skórzana kurtka... Yyy, o czym my tutaj? Ach, tak, o opowiadaniu! Wiec był Alex, były błękitne oczka, dlatego brałabym rozdział w ciemno! :> To tyle odnośnie fabuły, wybacz xD
Nie, okay, jeszcze chwilę o matce Any. Właściwie wystarczyłoby jedno słowo: Wkurw... Wkurzająca. I nadopiekuńcza, chociaż to już kolejny wyraz. Z jednej strony rozumiem jej zachowanie, a z drugiej... No ja bym ześwirowała na miejscu Anabelle :>
Teraz jeszcze taka szybka refleksja... Mieć okres w mieście pełnym wampirów. O Boże, szczere wyrazy współczucia dla tych pań. Jakby okres sam z siebie nie był istną katorgą... :p
Dużo weny życzę! :*
Klaudia99
Wybacz, że dotarłam trochę późno, ale spotkałam na drodze drobne przeszkody w formie awarii sprzętu i problemów z czasem. No, ale w każdym razie w końcu trafiłam ;)
OdpowiedzUsuńRodzice Anabelle mnie przerażają. Serio, rozumiem że to ich ukochane, jedyne dziecko, ale są straszni. Gdy czytam, to aż udziela mi się cała ta paranoja, którą rozsiewają swoim zachowaniem. Zresztą, to jeszcze pół biedy - gorsze jest to, że faktycznie traktują córkę jak jakiś przedmiot i nie liczą się z jej emocjami. Ja rozumiem, że się martwią ale... Jak na razie to oni robią na mnie wrażenie najczarniejszych z czarnych charakterów.
Wampiry. Cóż, lubię. Choć ostatnio trochę mi się przejadły, ale te u ciebie robią bardzo przyjemne wrażenie. Szczególnie intryguje ten jeden, na którego Anabelle zwróciła uwagę. Aż mi ciężko się pogodzić z faktem, że to ten sam co w prologu. Bo ten sam, prawda?
Pisz, pisz, pisz, bo naprawdę miło się czyta!
Pozdrawiam gorąco!
Ari
Dziękuje że o mnie pamiętałaś!
OdpowiedzUsuńrozdział przeszedł moje oczekiwania.
Pokazałaś trudne życie ludzi pod niewolą wampirów.
Ich świat został całkowicie zdominowany a w tym wszystkim biedna Annabelle.
Jestem ciekawa jak poradzi sobie w nowej sytuacji.
I ta końcówka na sam na koniec...
Spotkanie... cóż jestem ciekawa co pokażesz dalej i oczywiście powiadamiaj mnie <3
www.autorska-strefa.blogspot.com
Genialny rozdział!
OdpowiedzUsuńWciągną mnie jak cholera :D. Od samego początku do końca nie mogłam oderwać wzroku od ekranu. Idealne przedstawiłaś klimat tej historii. Pojawia się tutaj dużo mroku i spięcia. Szczególnie między matką, a bohaterką, która ma dwadzieścia lat i nie może się uwolnić od rodziców. Nie dziwię się jej, że walczy o swoje i chce żyć na własną rękę, ja na jej miejscu zrobiłabym to samo i walczyła o swoje. Kolejna rzecz, to ten wampir. Jestem bardzo jego ciekawa, to kim jest i jaki jest. Ale rozmawiała mnie scena, gdzie bohaterka tak się zdenerwowała rozmową nim, ponieważ nie miała doświadczenia z płcią przeciwną, co w takim wieku powinno być u niej codziennością.
Czekam na nn i dodaj obserwowanych, wtedy ja i reszta mogliby być na bieżąco.
Będę tu na pewno zaglądać i zapraszam również do siebie. Na razie dodałam prolog i tematyka też jest o wampirach, ale niebawem pojawi się pierwszy rozdział.
Pozdrawiam!! :*****
palace-to-crumble.blogspot.com
Rozbawiła*, nie zauważyłam błędu :)
UsuńNa początku bardzo przepraszam, że dopiero teraz pojawiam się z komentarzem pod tym rozdziałem. Zawsze w pierwszej kolejności czytam blogi swoich czytelników a wyszło bardzo niefortunnie, że w jednym terminie na wielu blogach pojawiły się nowe rozdziały i dopiero niedawno udało mi się uporać z zaległościami. No ale w końcu jestem. Nie mogłam sobie odpuścić nadrobienia zaległości u Ciebie, bo Twój pomysł zapowiadał się dość fajnie i jestem okropnie ciekawa jak sobie poradzisz z fabułą i akcją w tym opowiadaniu :)
OdpowiedzUsuń„Farbowane na ciemny brąz włosy wyblakły, a na zmęczonej twarzy widniał słaby uśmiech. Odwzajemniłam uśmiech i zawróciłam z powrotem do pokoju.” – powtórzenie słowa „uśmiech”.
„Czerwonym tuszem było na niej napisane moje imię, data urodzenia i oraz data, kiedy oficjalnie zaczęłam oddawać krew dla „potrzebujących”.” – albo „i” albo „oraz” raczej nie używa się dwóch łączników po sobie w zdaniu.
„Mieszkasz z nami i będziesz robiła to co ci będziemy kazać, nie pozwolę na to, żeby wampiry zamordowały moje jedyne dziecko. - wycedziła. Byłam wymodlonym dzieckiem (…)” – „dziecko” i „dzieckiem” – powtórzenie.
„Sama nie wiedziałam czemu darzę taką sympatią wampirzycę, ale ona była po prostu... miła. - I już po krzyku – powiedziała wampirzyca podchodząc do mnie.” – i kolejne powtórzenie, tym razem „wampirzycy”.
„Było mi trochę słabo, często oddawanie krwi męczyło ludzi. Byłam jednak przyzwyczajona do tego, że zawsze po pobieraniu krwi jest mi słabo.” – tym razem powtórzyłaś wyraz „słabo”.
„Zerkałam na niego nerwów co jakiś czas w obawie, że moja matka zacznie dzwonić.” – w tym zdaniu coś nie gra. Być może chciałaś napisać „nerwowo” albo, że bohaterka była „pełna nerwów”.
„Powoli podniosłam głowę, aby spojrzeć na mężczyznę, który siadł naprzeciwko mnie. Od razu rozpoznałam w nim mężczyznę z windy z którym rozmawiała moja matka.” – w tym krótkim fragmencie powtórzyłaś „mężczyznę”.
Wypisałam Ci błędy nie dlatego, że się czepiam. Chciałam Ci tylko wskazać to, nad czym możesz jeszcze popracować, by styl jakim się posługujesz był lepszy niż jest dotychczas. Nie wgłębiałam się mocno i wynotowałam jedynie to, co bardzo rzuciło mi się w oczy. Jak widać w swoim pierwszym rozdziale miałaś nieco powtórzeń. Wiem, że często samemu się ich nie widzi w swoim własnym tekście, dlatego wskazałam Ci je i gdy będziesz chciała kiedyś dokonać korekty, to będziesz akurat miała to gotowe :)
Bardzo podoba mi się ta wizja zdominowania świata przez wampiry a także pomył z oddawaniem na ich rzecz krwi. Z czymś takim się jeszcze nie spotkałam. Kurczę, naprawdę bardzo mi szkoda głównej bohaterki. Ma dwadzieścia lat i jest zamknięta w swoim własnym domu? Do tego musi słuchać się rodziców? Co za okropna niewola. Z jednej strony staram się zrozumieć to małżeństwo. Ich jedynej córeczce nie może się nic stać, to oczywiście zrozumiałe, ale czy oni naprawdę są na tyle ślepi, że nie wiedzą, że krzywdzą tym dziewczynę?
No i oczywiście ten tajemniczy brunet... Intryguje mnie jego postać, bo jak przypuszczam, będzie on jedną z pierwszoplanowych postaci w Twoim opowiadaniu. I to nie koniecznie będzie pozytywny bohater. Tym bardziej chciałabym już dowiedzieć się nieco więcej na jego temat. Dlatego od razu zabieram się za przeczytanie kolejnego rozdziału :)
Pomimo, że chcąc lub nie chcąc, trafiłem na wiele opowiadań o wampirach i innych istotach nadprzyrodzonych (zasada zaglądania do każdego kto zajrzy do mnie i czytania tylko i wyłącznie tego co mi się spodoba), to nigdy... w sumie tylko raz spotkałem się z czymś takim jak oddawaniem dla nich krwi, co byłoby naturalne i takie powszechne na całym świecie. Tam wampiryzm jednak dotykał dzieci, głównie nastolatków... mniejsza o to. Przechodząc do rzeczy, brawa biję za oryginalny pomysł.
OdpowiedzUsuńCo do matki, to ja starałem się ją zrozumieć, przynajmniej jeszcze na tym etapie, że pragnie córkę chronić, że jest długo wyczekiwanym i bardzo chcianym dzieckiem, ale nigdy nie przyklasnę czemuś, co jest trzymaniem młodych pod kloszem. Rodzic ma za zadanie nauczyć dziecko żyć, iść za nim i patrzeć jak ten sobie radzi, a nie iść przed nim i trzymać je za swoimi plecami, uwiązać do siebie na całe życie.
Z tym wampirkiem już wtedy czułem, że będzie coś nie tak, a jak Ana wspominała o problemach ojca w banku, i ze to przecież nic strasznego, to jeszcze zanim poznałem dalsze rozdziały wiedziałem, że nie wspomniałaś o tym bez powodu i już wtedy sobie w myślach powiedziałem "mylisz się dziewczyno, pewnie bardzo się mylisz".
Opowiadanie bardzo ciekawe, emocje po prologu jeszcze mnie nie opuściły, a tutaj kolejna dawka dobrej opowieści. Czytało mi się świetnie, pomysł niezły. Ana jak dla mnie naprawdę ma ciężko w życiu. Tylko czemu rodzice nie chcą jej nigdzie wypuścić, skoro oddaje krew. Ja osobiście nigdy bym nie pozwoliła okradać moje dziecko z KRWI!! Patologia jednym słowem. Ojciec bogaty, bo ma przecież bank w Londynie i takie rzeczy? Gdzie tu bezpieczeństwo, gdy jest się uzależnionym od wampirów. No i ten mężczyzna z winy i „kawiarenki”. Kim on jest? Czyżby to Alex, który jest/będzie prześladowcą dwudziestolatki? Ze strony czysto gramatycznej, według mnie całkiem dobrze. Mile się czytało, aż chce się więcej. Jedyna szkoda, że nie mogę już dziś nic przeczytać u Ciebie, czas nagli, a jutro rano trzeba wstać Weny kochana, piszesz świetnie! Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńW sumie pojawia nam się tutaj pewien paradoks, z jednej strony rodzice Anabelle chcą chronić ją i nie wystawiać na niebezpieczeństwo za wszelką cenę, a jednak jej ojciec sprzeda ją właśnie wampirowi. Myślę, że zawarł z nim umowę, która mówi, że Alexander nie będzie mógł jej zabić. Bohaterka wspomniała w prologu, że mimo krzywd, jakie jej wyrządza, jest bardzo opanowany i nigdy jej nie zabije. Aczkolwiek wważam, że jej ojciec zdecydowanie posunął się za daleko, by ratować swój biznes. Hmm.
OdpowiedzUsuńCo jeszcze mogę powiedzieć? Nadal mam wielką nadzieję, że ta historia nie okaże się romansem, tylko fajnym thrillerem, a może nawet horrorem?
Danny
a z jakiego filmu bierzesz obrazki? opowiadanie cudowne uwielbiam je czytać
OdpowiedzUsuńGify większości są z serialu "Pamiętniki wampirów" =)
UsuńDziękuję ślicznie. :)
Ice Queen
Piszesz bardzo dobrze, lekko się czyta. Mam dwa pytania:
OdpowiedzUsuńNajpierw wampirzyca mówi, że pobierze jej dzisiaj mniej krwi, a jednak pobrała jej więcej? Czemu?
Skoro Ana nie wychodziła nigdzie sama, to skąd miała pieniądze? Kieszonkowe w tym przypadku trochę traci sens, skoro i tak zawsze będzie wszystko kupować z rodzicami...
Lecę czytać dalej:)
[ciunas-story.blogspot.com]
Ciekawe, bardzo ciekawe. Kim jest ten człowiek i czemu mama Any tak zareagowała? No i co on miał na myśli, co?
OdpowiedzUsuń