piątek, 6 maja 2016

Rozdział piąty

Alexander

Brunetka gwałtownie odsunęła się od niego. 
W jej ciemnych oczach widział przerażenie, a przecież jeszcze nawet niczego nie zrobił! W tej chwili naprawdę nie miała się czego obawiać, a skuliła się na tym krześle jakby co najmniej miał jej zamiar zrobić krzywdę. Nie teraz, a na pewno nie przy jej rodzicach. Mogli się jeszcze rozmyślić czego, Devile nie chciał. Westchnął bezgłośnie, sięgając po niezaczęte wino dziewczyny. Zamoczył usta w ciemnym napoju, biorąc kilka łyków. Zerknął przelotnie na jej rodziców, którzy chyba czekali na jego ruch, a tak przynajmniej mu się wydawało. Wiedział, że nie ma sensu dawać im pogadać z Anabelle, bo nie są po prostu w stanie jej tego wyjaśnić w taki sposób w jaki zrobi to on. Zignorował jak na razie to, że ta mała się trzęsie jak osika i najwyraźniej nie ma zamiaru z nim w ogóle rozmawiać.
Wyczuwał strach dziewczyny. W pewien sposób rozkoszował się tym, że na sam jego widok zaczynała drżeć, a niespełna kilkanaście minut temu tak głupio lgnęła do niego. Z pewnością to było wywołane tym, że nie miała świadomości kim tak naprawdę jest. 
Nachylił się nad nią. 
Jeszcze w ogrodzie widział jak bardzo go pragnęła, a teraz te wszystkie pozytywne emocje zniknęły. Alexander zaśmiał się cicho, wyprostował się i oparł o stół. To było doprawdy zabawne. Nie pamiętał, kiedy ostatnim razem miał okazję do tego, aby tak się bawić przy oglądaniu cierpienia. Najlepsze w tym wszystkim chyba było to, że tak naprawdę jeszcze nic nie zrobił, a oni wszyscy (poza Marthą) zdawali się wręcz drżeć ze strachu na samą myśl o tym co zaraz postanowi zrobić wampir. Faktycznie, miał w planach trochę krwawych zabaw, ale to nie znaczyło, że zamierza je wykonać już teraz. Nie przy jej rodzicach, nie w mieście. Mimo wszystko wciąż musiał przestrzegać tych durnych zasad, które dla niego samego były naprawdę niezrozumiałe. Gdyby tylko dopuścili go do tego, aby to on ustalał zasady to ludzie nie byliby traktowani w tak łagodny sposób jak są traktowani teraz. To było tylko pożywienie, chodzące woreczki z ciepłą krwią i nic poza tym. Czasami też można było wykorzystać niektóre osobniki w inny, całkiem przyjemny sposób.
– Nie – szepnęła cicho, a właściwie ledwie poruszyła ustami. Nie trudno się było domyślić, że nie chciała razem z nim nigdzie iść, ale nie miała żadnego wyboru. Została już sprzedana, należała teraz tylko i wyłącznie do niego.
– Przeliczcie pieniądze – rozkazał. Wiedział, że znajduje się tam równe pół miliona, (wciąż się zastanawiał czemu akurat tyle im zaoferował), ale wolał, aby przy nim je przeliczyli, a później nie robili mu zupełnie zbędnych awantur o to, że trochę im brakuje.
Tak jak się spodziewał pierwsza poderwała się z miejsca Martha. Kobieta dosłownie dopadła do srebrnej walizki. Trzymała ją mocno, jakby się bała, że zaraz ktoś jej ją zabierze. Alexander uważnie obserwował reakcję brunetki na to co robi jej matka. 
Przerażenie, szok i niedowierzanie. 
Może i był całkiem wyprany z emocji, ale w swoim długim życiu nigdy nie spotkał się z takim typem człowieka. Oczywiście nie raz ktoś mu proponował siebie w zamian za pieniądze, zwykle to byli jednak rodzice, którzy starali się zapewnić dobre życie swoim dzieciom, a w przypadku Marthy i Petera woleli zapewnić sobie bogate życie, niż zabezpieczyć własne dziecko. Och, nie miał zamiaru narzekać. To chyba byłaby ostatnia rzecz na jaką ma ochotę, dostał od nich piękną dziewczynę, a jego majątek ani trochę na tym nie ucierpiał. Czego mógł chcieć więcej? 
Zerknął znowu na Marthę, która przeniosła się razem z walizką na niewielką kanapę i liczyła uważnie pieniądze. Prychnął w myślach. Niezwykłe, do czego może doprowadzić chciwość. 
– Mamo ty chyba nie...
– Zamknij się – warknęła, nie podnosząc wzroku znad walizki. Obserwował zarówno Anabelle jak i jej rodziców. Ojciec wciąż się wahał nad tym co powinien zrobić. Czy podejść do żony i razem z nią liczyć pieniądze czy jednak zostać z córką, która wbiła w niego wzrok, dosłownie prosząc o to, aby cokolwiek zrobił, ale nie oddawał jej w ręce wampira.
– Proszę – szepnęła, spoglądając błagalnie na ojca, który wciąż siedział na swoim miejscu. Anabelle podniosła się z krzesełka, strącając z ramienia dłoń Alexa, którą tam położył. W innej sytuacji można byłoby uznać, że mężczyzna próbuje ją pocieszyć, jednak teraz dziewczyna wcale nie czuła się tak jakby ją pocieszał, a jeszcze bardziej dołował w tej całej sytuacji. – Nie możecie! Nie macie takiego prawa! – krzyknęła, potykając się na nogach przez wysokie szpilki. Teraz żałowała, że je założyła.
– Owszem mogę – odparł Alexander – a ty nie masz w tej kwestii nic do powiedzenia. Przestań histeryzować i się wydzierać. Nie musi cię słyszeć całe miasto.
Wolał, aby to wszystko było sekretem. Rodzice z całą pewnością wymyślą jakąś wymówkę dlaczego ich ukochana córeczka razem z nimi już nie mieszka, ale to nie było zmartwienie wampira. On musiał się martwić o zupełnie inne rzeczy. Musiał coś wymyślić w razie, gdyby inni się dowiedzieli o tym co zrobił. Już dawno zostało mu przedstawione co może się stać jeśli znowu zacznie się bawić w handel ludźmi. Jasne, udawał, że trochę się tym przejmuje, nie mogli mu nic zrobić. Nie jedynemu wampirowi w całej Wielkiej Brytanii, który miał znacznie większe wpływy niż oni wszyscy razem wzięci. 
– Nie! – wrzasnęła po raz kolejny, a po jej policzkach spłynęło kilka łez – to nieludzkie! Tak... tak po prostu nie można! – objęła się ramionami, pociągając nosem parę razy. Chodziła nerwowo po pomieszczeniu. – Nie zmusicie mnie, nigdzie z nim nie pójdę – syknęła, przystając na moment, żeby spojrzeć na matkę, która ją ignorowała wciąż licząc pieniądze, a potem na ojca. Szukała u niego pomocy, wciąż sobie chyba nie zdawała sprawy z tego, że wyjścia z tej sytuacji już nie było, a dziewczyna była zdana na wampira.
– Pójdziesz – oznajmił ze spokojem mężczyzna. Podszedł do niej zupełnie obojętnie. Mogła sobie mówić co tylko chciała, robić co chciała i to wszystko do czasu. Jak tylko znaleźliby się u niego z całą pewnością nie chodziłaby teraz tak po pokoju i nie wydzierałaby się na niego. Złapał ją za ramię, przyciągając do siebie, co spowodowało, że po raz kolejny się potknęła i gdyby nie jego mocny, za mocny uścisk z całą pewnością. Jęknęła cicho, może z bólu, a może z zaskoczenia.
– Nie dotykaj mnie! – wrzasnęła, starając się wyrwać wampirowi. Dla niego to było zabawne. Ludzka dziewczyna, która dopiero pozna co to takiego jest być własnością kogoś takiego jak Alex. Z całą pewnością jeszcze zatęskni za swoim nudnym, ludzkim życiem. – Proszę, ja nie chcę – jęknęła.
– Uspokój się – polecił. Brunetka zamrugała dwa razy i kiwnęła głową na jego słowa – czy wszystko jest? – zapytał, odwrócił głowę i spojrzał na Marthę.
– Tak, tak – odparła – zgadza się co do pensa.
– Cieszę się w takim razie – mruknął.
Przez kilka minut trwali w ciszy. Słychać było jedynie bicie serca trzech osób. Anabelle nieco się uspokoiła, chociaż Alex wciąż był pewny, że w środku cała, aż się trzęsie. Stała przy nim nie wydając z siebie żadnego dźwięku. Miał nadzieję, że ta kolacja się nie przedłuży z żadnego powodu, a on nie będzie musiał zostać tu dłużej niż to jest konieczne. Chciał wreszcie zabrać dziewczynę do siebie. Dłużej nie należała do tego miejsca, ani do tych ludzi. Od dziś była tylko i wyłącznie jego i miał zamiar dać jej to do zrozumienia. 
– Nie zgadzam się.
Devile odwrócił głowę wyraźnie zaskoczony tym, że Peter odważył się mu sprzeciwić. Spojrzał na niego z uniesioną brwią ku górze. On się nie zgadzał? Wampir zaśmiał się krótko, pozbawionym wesołości śmiechem. Zupełnie nie oczekiwał tego, że może się wydarzyć coś takiego. Powinien to przewidzieć. Zwłaszcza, że jej ojciec nie palił się zbytnio do tego, aby oddać mu córkę. 
– Chyba się nie rozumiemy – zaczął mężczyzna. Odsunął od siebie Anabelle – wszystko już dawno temu ustaliliśmy. Nie zamierza się pan chyba teraz wycofać, prawda? – dodał podchodząc bliżej. Zerknął na jego szyję w miejsce, gdzie najłatwiej się było wgryźć i zabrać od ofiary potrzebny do przeżycia płyn. Mógłby go spróbować, albo ugryźć tylko po to, żeby dać mu do zrozumienia, że z nim się nie zadziera.
– Całkowicie zdaję sobie z tego sprawę – odparł obojętnie, odważając się w końcu podnieść wzrok na bruneta. Peter był przerażony, stawiał się komuś znacznie silniejszemu od siebie. Komuś kto w przeciągu jeden sekundy był w stanie go zmieść z powierzchni ziemi. Serce bilo mu szybko, zdradzając zdenerwowanie. Czuł drobne kropelki potu, które spływały po jego ciele. Musiał przecież coś zrobić. W jakiś sposób ochronić córkę, którą sam zdecydował się sprzedać istocie, która była nieprzewidywalna. Spodziewał się po Alexandrze każdej reakcji, ale na pewno nie tego, że będzie on stał w spokoju i przyglądał mu się. Tak po prostu, jakby rozmawiali o pogodzie, a nie o tym, że nie zamierza pozwolić zabrać wampirowi jego jedynej córki.
Alexander uśmiechnął się lekko i pokiwał głową. Zerknął w stronę Anabelle, która spuściła głowę, ledwo będąc w stanie powstrzymać cisnące się do jej oczu łzy. Najwyraźniej dopiero teraz zaczęło docierać do niej jakich ma rodziców. Delikatnie ujął jej podbródek w palce i uniósł głowę dziewczyny do góry. Brodka drżała jej delikatnie, a wargi były nieco rozchylone. 
– Ze mną będzie ci lepiej – szepnął miękko. Wcale nie musiał się specjalnie wysilać, żeby przybrać delikatny ton głosu, który jedyne co będzie robił to zapewniał cię, że wszystko się skończy dobrze, a ty będziesz bezpieczna – w przeciwieństwie do nich nikomu cię nie oddam. Żadne pieniądze nie będą w stanie zawrócić mi w głowie.
– Skąd mam mieć pewność? – spytała cicho, pociągając nosem. Zadrżała, kiedy wierzchem dłoni przesunął po jej policzku. Nie potrafiła tego wyjaśnić, ale sprawiał, że czuła się przy nim w tej chwili bezpiecznie, a to, że jest wampirem nie miało najmniejszego znaczenia. Obiecał jej, że ją zabierze. Że będzie bezpieczna i z daleka od ludzi, którzy wcale jej nie kochali, a pieniądze były ważniejsze od niej. – Nie odpowiadaj – poprosiła szybko, bo odpowiedź przyszła nagle, a ona sama wszystko zaczynała już rozumieć. Zamierzali się jej pozbyć jakby była jakimś nic nieznaczącym przedmiotem. Drogocennym przedmiotem w dodatku. Odsunęła się od wampira, a on jej na to pozwolił.
Brunetka odwróciła się w stronę ojca, który przyglądał się tej scenie z przerażeniem, a po chwili przeniosła wzrok na matkę. Chyba nie powinna już ich tak nazywać. Jaki rodzic robi takie rzeczy swojemu jedynemu dziecku o które się starali podobno tyle czasu? Przez te wszystkie lata ją chronili jakby była najbardziej delikatną istotą na ziemi, a wystarczy, że na ich koncie zabrakło kilku zer i są w stanie ją sprzedać byle im samym było dobrze? Wzięła głęboki wdech uspakajając się. Ze spokojem spoglądała na teraz zupełnie sobie obcych ludzi. Doprowadzili do tego, że ona sama zaczynała ich nienawidzić. Jeszcze niespełna dwie godziny temu była podekscytowana razem z matką, a teraz chęć wbicia jej noża prosto w serce nie opuszczała jej ani na chwilę. Ojciec nie był wcale lepszy niż ona. Chciał teraz wszystko odwołać, a jeszcze chwilę temu był gotów oddać ją w ręce nieśmiertelnego. Anabelle starała się zachować spokojnie, ale w jej przypadku to nie było możliwe. Serce biło jej naprawdę szybko, a na policzkach pojawiły się rumieńce. 
– Nienawidzę was – powiedziała spoglądając ojcu w oczy, a te słowa najwyraźniej zraniły go bardziej niż ta cała szopka, która miała właśnie miejsce – z całego serca życzę wam jak najgorzej – wycedziła.
– Żeby to się tylko nie odbiło na tobie.
Martha wstała z kanapy odkładając pieniądze do walizki. Z jej twarzy nie dało się wyczytać żadnych emocji. Stała z rękami opuszczonymi wzdłużył ciała. Wpatrując się w córkę, która najwyraźniej ją zawiodła.
I w tym momencie Alexander postanowił wkroczyć. Złapał dziewczynę za łokieć. Miał wrażenie, że jest gotowa do tego, aby rzucić się na matkę i paznokciami wydłubać jej oczy. Co prawda to z całą pewnością byłby interesujący widok, ale nie na ten wieczór. Na to będzie sobie musiał trochę jeszcze poczekać. Brunetka szarpnęła się, a z jej gardła wydobył się podobny do warknięcia dźwięk. Jeszcze będziesz miała okazję, żeby sobie na mnie powarczeć, pomyślał ledwo powstrzymując się od wymownego przewrócenia oczami. 
– Spokój – wycedził, a Anabelle posłusznie przestała się szarpać.
Dobra dziewczynka. 
Anabelle

Nie miałam pojęcia co się ze mną dzieje. 
Targały mną emocje, których nie potrafiłam od siebie odróżnić. Z jednej strony naprawdę cię cieszyłam, że nie zostanę z nimi, ale pójdę razem z Alexandrem. W końcu obiecał mi, że będzie mi z nim dobrze, a on mnie nikomu nie odda. Czy nie właśnie tego powinnam pragnąć? Stabilizacji. Jednak z drugiej strony obawiałam się tego co może się wydarzyć, kiedy zostanę z nim sama. Wiedziałam, że nie będę potrafiła dłużej żyć razem z moimi rodzicami, a raczej z ludźmi, którzy mnie trzymali tylko po to, aby w odpowiednim czasie się wzbogacić. Czy naprawdę istniałam tylko po to, aby pewnego dnia zostać sprzedaną wampirowi? Nie chciałam w to wierzyć, a jednak to była najszczersza prawda. Osoby, które powinny być mi przykładem, pokazać jak żyć hodowali mnie jak zwierzę tylko w jednym celu. 
Z całych sił starałam się określić co się ze mną dzieje, kiedy ten tajemniczy mężczyzna znajdzie się blisko mnie. Uczono nas w szkole o wampirach, a przynajmniej mówiono nam tyle ile oni sami chcieli powiedzieć nam o sobie. O żadnych dodatkowych zdolnościach, które mogłyby posiadać ja sama nie miałam pojęcia. Czy w ogóle istniało coś takiego jak dodatkowe zdolności? Bardzo w to wątpiłam, jednak nie chciałam też mówić stanowczego nie. 
Miałam dziwne wrażenie, że osoba, którą powinnam nazywać mamą z niecierpliwością czeka, aż w towarzystwie Alexandra opuszczę swój własny dom. Nie potrafiłam jednak zmusić samej siebie do tego, aby mu chociaż zaproponować to, że powinniśmy stąd wyjść. Jeśli miałam do niego należeć, a właściwie już należałam, to dlaczego przedłużaliśmy nasze wyjście? Pragnęłam znaleźć się jak najdalej od tych ludzi. Dłuższe przebywanie w ich towarzystwie... Nie umiałam dłużej na nich patrzeć tak jak wcześniej. Byłam pewna, że w razie niebezpieczeństwa oboje byliby w stanie stanąć w mojej obronie, ja bym potrafiła. Jeśli byłaby taka potrzeba, oddałabym za nich swoje własne życie. Byle tylko zapewnić im bezpieczeństwo. Najwyraźniej mocno się pomyliłam co do nich, nie byli tym za kogo ich uważałam. 
Czułam potrzebę, aby im coś powiedzieć. Wykrzyczeć im prosto w twarz jak bardzo ich nienawidzę za to co mi zrobili, jednak nie byłam w stanie wykrztusić z siebie ani słowa. To co dla mnie przyszykowali... Spodziewałam się po nich wszystkiego, ale nie tego, że postanowią mnie sprzedać, aby sami mieli dobrze. To nie byli ludzie, żaden człowiek nigdy nie zrobiłby czegoś takiego własnemu dziecku. Nigdy nie byłam matką, przeczuwałam też, że nigdy nie będę miała już okazji, ani nią zostać, ale nigdy nie potrafiłabym przełożyć swojego dobra nad dobro mojego dziecka. Wolałabym dać się pokroić niż oddać komuś moje dziecko. To tak powinno działać. Miłość rodzica do dziecka. W przypadku tej dwójki miłość do pieniędzy okazała się być znacznie większa niż ta do mnie. Możliwe, że nigdy tak naprawdę żadne z nich mnie nie pokochało. Możliwe, że przez dwadzieścia lat mojego życia byłam dla nich jedynie ciężarem, którego teraz się pozbyli. Możliwe, że... Możliwe, że to już nie ma znaczenia, a ja teraz już ich nie jestem. Teraz nie będą mi mówić, że nie mogę gdzieś wyjść czy z kimś porozmawiać. Teraz byłam zdana na kogoś zupełnie innego, może będzie gorzej, a może dzięki temu, że ten mężczyzna się mną zainteresował będą miała lepsze życie z nim, niż z własną „rodziną”. 
Może tak właśnie będzie. 
– Anabelle, skarbie – podniosłam wzrok na ojca. Teraz jeszcze miał czelność tak się do mnie zwracać po tym wszystkim co mi zrobił? Zmrużyłam oczy, mimo tego co teraz czułam pozwoliłam mu na to, aby powiedział to co chciał. Miałam jednak nadzieję, że przez to co powie Alexander nie zmieni zdania. Nie chciałam z nimi zostać. Nie potrafiłabym dłużej funkcjonować razem z nimi. – Przepraszam, gdybym tylko pomyślał... ja naprawdę nie chciałem... kochanie, przecież wiesz, że cię koch...
– Och, dajże spokój! – głos tym razem podniosła Martha – oboje tego chcieliśmy. Twój ojciec pewnie chciał ci powiedzieć, że cię kocha, ale prawda jest taka, że bardziej niż ciebie oboje wolimy pieniądze. Widzisz złotko, gdyby nie to, że cudem trafiłam na Alexandra Devile teraz zapewne gryzłabyś ziemię, a ja, do czego dopuścić nie mogę, robiłabym to razem z tobą. Ratujesz nas tym, że mu się sprzedaliśmy. Dzięki twojej ładnej buźce ja i twój ojciec będziemy mieli zapewniony dobry byt – powiedział i uśmiechnęła się w ten swój sposób, którego naprawdę nie lubiłam. Uśmiech był na swój sposób przerażający, a to wszystko co mi powiedziała szczerą prawdą. Oni mnie nie kochali, nie wiedzieli co to znaczy miłość. Miłość do pieniędzy to było jedyne co rozumieli.
– Dobrze się dobraliście – wycedziłam – i dobrze, że mnie już z wami nigdy więcej nie będzie.
W tej chwili to co się ze mną stanie było mi obojętne. Dłużej z nimi nie będę. Uwolnię się od nich, a Peter wraz z Marthą będą sobie mogli żyć takim życiem o jakim zawsze marzyli. Jako mała dziewczynka chciałam takiego związku jaki mieli moi rodzice. Oni się nigdy nie kłócili, a przynajmniej ja nie słyszałam ich kłótni, dopasowali się, byli jak dwa zagubione puzzle, które po czasie się odnalazły. Oboje połączyła miłość do pieniędzy. 
– Ana...
– Anabelle chyba wyraziła się już dość jasno – wtrącił się mężczyzna. Czułam się głupio przez to, że jest świadkiem Cz rodzinnych kłótni, ale na to nic poradzić nie będę mogła. Przygryzłam wargę, spuszczając wzrok na podłogę. Chciałam tylko stąd wyjść i o nich zapomnieć. – Dostali państwo to czego tak bardzo chcieliście, a my powoli się już oddalimy – dodał.
Poczułam pewną ulgę, kiedy powiedział, żen zaraz stąd wyjdziemy. Tak, tak, tak. Zabierz mnie stąd i nigdy więcej nie przyprowadzaj! Spojrzałam na bruneta czekając na to co powie mi. Nie wiedziałam co mam robić. Skierować się do drzwi, pójść do siebie i zabrać rzeczy? Zauważyłam, że kąciki jego ust lekko uniosły się do góry, ale nie uśmiechnął się. 
Po raz kolejny złapał mnie za łokieć i przyciągnął bliżej siebie. Byłam już teraz jego, a on mógł ze mną zrobić co tylko będzie chciał. Wciągnęłam gwałtownie powietrze do płuc, przenosząc wzrok na niego. Uścisk nie był mocny, bardziej byłam zaskoczona, chociaż sama nie wiedziałam czemu tak naprawdę zareagowałam w ten sposób. 
Zaczęło się dla mnie coś zupełnie nowego, a ja obawiałam się tego co może przynieść przyszłość.

Cześć! Rozdział pojawiłby się już wcześniej, ale niestety byłam odcięta od internetu od dwóch tygodni. Przeprowadzka to jedno wielkie zUo. Jednak już wróciłam i mam zamiar nadrobić zaległości, a następny rozdział powinien się pojawić znacznie wcześniej niż ten. Mam pewne obawy co do tego rozdziału, większa jego część była pisana, kiedy powinnam leżeć w łóżku i faszerować się lekami, ale chyba nie jest źle. Ostateczną ocenę zostawiam wam, a sama już nic nie mówię, bo jeszcze dostanie mi się po głowie łopatą. :D 
Rozdział dedykuję Klaudii. Wiem, że to trochę spóźniony prezent, ale i tak się liczy! :* 
Tyle ode mnie na ten moment. 
Do następnej notki! c: 

15 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Hej :D
      Zaczęłam czytać i sobie przypomniałam, że ten rozdział już znam – po prostu genialnie nie mogłam zebrać się do komentarza. Już to nadrabiam i to z wielką przyjemnością, bo tak jestem nakręcona na to, co wydarzy się już wkrótce, że nie mogę wytrzymać ;>
      Matka Annabelle to suka. Pisałam to już chyba, ale będę powtarzać jeszcze wielokrotnie, bo takie zachowanie jest dla mnie nie do pojęcia. To przerażające, co pieniądze potrafią zrobić z ludźmi; jaka matka (Ba! Jaki rodzic?!) jest w stanie za trochę komfortu sprzedać własne, podobno wyczekane dziecko? Rozwodziłam się nad tym kilka notek, ale dalej się we mnie gotuje, zwłaszcza po fragmencie z liczeniem pieniędzy. Patrzeć na swoją przerażoną córkę i liczyć pieniądze? Czemu nie! Well done, Martha!
      Mogłabym powiedzieć, że Peter zachował się lepiej, ale nie potrafię go usprawiedliwić. Gdyby był dobrym ojcem, prędzej wywaliłby żonę za drzwi za samą taką sugestię, aniżeli brał to szaleństwo pod uwagę. Mimo wszystko podobało mi się, że na koniec jednak próbował się sprzeciwiać, ale to w gruncie rzeczy nic nie zmienia. Fakt faktem, że umowa została sfinalizowana, poniekąd dzięki Alexowi i sztuczkom z hipnozą, ale to niczego nie zmienia. Podejrzewam, że gdyby nie olbrzymi zawód, którego doznała Ana, może jeszcze jakoś mogłaby się oprzeć tym niechcianym myślom, ale z drugiej strony… Nawet w pełni przytomna nie uwierzyłaby komuś, kto ją zdradził – zwłaszcza jeśli to dotychczas kochana rodzina. Cóż, teraz ich znienawidziła.
      Alexander to mistrz manipulacji, ale za to go kochamy, c'nie? c: Zabrał ją i teraz to dopiero zrobi się ciekawie. Anabelle przeżyje kolejny zawód, niejedyny zresztą i… Szlag, szkoda mi jej :< Ale jednocześnie jestem coraz bardziej ciekawa, jak opiszesz niektóre sceny. Od samego słuchania mam dreszcze; to będzie coś epickiego :D
      Lecę do szóstki i liczę na siódemkę. Weny i udanych wakacji! :D

      Nessa :3

      Usuń
  2. Wow...cudnie to napisalas :D Nie moge sie doczekac nastepnego ! :D
    Buziaki , duzo weny! :) :-*

    OdpowiedzUsuń
  3. Cześć! :)
    Na wstępie chciałam ogromnie podziękować za dedykację! Serio, wzruszyłam się :') Kto by pomyślał, że urodziny można świętować nawet tydzień po czasie :D Dziękidziękidzięki! :*
    Komentarz zaczęłam od tak zwanej dupy strony, więc nie będę zmieniać koncepcji. Więc teraz chwilka wzdychania nad gifem... Och, Ian, ty piekielnie seksowna bestio!
    "- Spokój – wycedził, a Anabelle posłusznie przestała się szarpać.
    Dobra dziewczynka..." Fuck, kobieto, ja mam ciary! Niby takie nic, kilka prostych słów, a oddają tyle emocji... Już stopniowo ukazujesz tę przemianę Alexandra, na którą większość z Czytelników czeka z wytęsknieniem. Chociaż właściwie ciężko nazwać to przemianą, ponieważ on nigdy nie był inny, mniej groźny i władczy - te jego przemyślenia o handlu ludźmi, brr! Chodzi mi jednak o to, że stopniowo go przed nami "odsłaniasz". Zdejmujesz maskę dżentelmena, pospolitego flirciarza i podrywacza, pokazując nam prawdziwe oblicze pana Devile'a. No kurczę, uwielbiam cię za to! A świadomość, że do czasu ukazania pełni jego zdolności pozostało nam tak niewiele, przyprawia mnie o jeszcze większe ciarki!
    Wciąż nielogiczne jest dla mnie zachowanie matki Any. Znaczy logiczne, ale chore, wręcz w y p a c z o n e. Chyba nigdy nie zrozumiem, jak rodzona matka może potraktować w taki sposób swoje dziecko. Jezu. Dla mnie to wciąż niewyobrażalne. A ten moment, w którym tak łapczywie przejęła walizkę od Alexa... Zdzira.
    No, no Peter się stawia... Zaskoczyłaś mnie tym. Od początku zdawał się nie być do końca przekonany, ale pozostawał potulny jak baranek. I w stosunku do żony, i Alexa. Tym bardziej do tego drugiego. A tu proszę, nagły przełom. Jednak i tak pozostanie dla mnie jedną, wielką ciapą. Pardon, Peter. Jesteś skończonym ćwokiem, chociaż lubię cię bardziej niż Marthę.
    Biedna Ana... Teraz dopiero się zacznie.
    Jeszcze raz pięknie dziękuję i gratuluję powrotu do cywilizacji! Mam nadzieję, że teraz przestaniesz nam znikać na tak długo :p
    Weny! Z własnego doświadczenia wiem, ze to przebiegła suka, która nie pojawia się wtedy, kiedy najbardziej jej potrzebujemy ;)
    Buziaki! :*

    Klaudia99

    OdpowiedzUsuń
  4. Cześć!
    Bez zbędnych słów od razu przechodzę do komentowania rozdziału!
    Alex nie ma co się dziwić, że Ana się go teraz boi. Początkowo tak nie było, bo nie wiedziała, że jest wampirem. Teraz wszelki jej zachwyt przystojnym mężczyzną o błękitnych oczach został zagłuszony przez strach. Do tego jeszcze właśnie się dowiedziała, że ją kupił. Ja bym się wcale nie zdziwiła gdyby ona zaczęła z krzykiem uciekać. Chociaż i tak by nie zdążyła.
    A na Marthę brak mi słów. Na miejscu Any wyrwałabym jej tą walizkę i trzasnęłabym ją nią w ten pusty i chciwy łeb. Przynajmniej Peter odważył się sprzeciwić - chociaż u mnie i tak jest skreślony na wieki wieków, bo taki pomysł w ogóle nie powinien był zagościć w jego umyśle. Jest ojcem, do cholery! Dobro dziecka powinno być dla niego pierwszorzędną sprawą. Podziwiam Anę. Chociaż Alex nie powinien był jej powstrzymywać. Chętnie bym poczytała, jak Ana zabija swoją matkę, wbijając jej paznokcie w gardło, albo w oczy. Byłoby ciekawe widowisko. Ale nie ma co się jej dziwić, że w tak krótkiej chwili ich znienawidziła. Całe życie okazywali się troską wobec niej, myślała że ją kochają, a tu co? Po prostu ją sprzedali. Okazali, że nic dla nich nie znaczy. Oprócz tego, że dzięki niej się wzbogacą? No i to, że Martha patrzyła się na córkę jakby ta ją zawiodła. Ha! Dobre sobie! Szkoda jeszcze, że kazań jej nie zaczęła prawić, jak to się źle zachowuje. A ta jej przemowa na koniec... Zamordowałabym.
    Z Alexandrem na pewno nie będzie miała sielanki. Ale ten przynajmniej nie będzie udawał, jak jej rodzice. A przynajmniej tak przeczuwam. Więc jak to się mówi: "Lepsze jest najgorsza prawda niż najlepsze kłamstwo". Bądź co bądź, wolałabym mieszkać z Alexem i być torturowana niż żyć z ludźmi, którzy przez tyle lat udawali cudownych rodziców, a potem się jej pozbyli.
    Więc co? Ja się oczywiście cieszę, że piąteczka już jest, ale teraz czekam na szóstkę :) Rozdział podobał mi się pod względem... W sumie, to pod każdym względem. Nie było żadnych zapychaczy, wszystko ładnie przedstawione. Nic, tylko się cieszyć z takiego rozdziału :)
    Dużo weny i czasu do pisania <3

    Mrs.Cross!

    OdpowiedzUsuń
  5. Zdecydowanie najbardziej dramatyczny rozdział jaki czytałam.
    Aż biło od emocji wszystkiego co się działo.
    Biedna Ana. O ile jestem w stanie zrozumieć ojca, który chociaż próbował to matkę bym zabiła.
    Owszem Alex ma prawo być wypruty z emocji, ale żeby matka?
    Ważniejsze pieniądze od córki? To jest zdecydowanie dramat chyba dla każdego dziecka.
    Naprawdę strasznie mi szkoda Any.
    Ale może z Alexem nie będzie tak źle?
    Może jest w nim jakaś odrobina dobroci mimo wampirzej otoczki jego osoby?
    Cóż naiwne wierzenie, ale kto wie.
    Ostatecznie ich historia się rozwija a ja nie mogę się doczekać finału.
    Wiem wyprzedzam ale polubiłam to opoiwadanie i cieszę się, że tak szybko dodajesz nowe rozdziały.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ciekawe opowiadanie znalazłam je dzisiaj i przeczytałam wszystkie rozdziały . Bardzo orginalny pomysł , dużo weny żeby rozdział pojawił się szybko :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ten rozdział był raczej przedłużeniem tego co poprzednio, taką kontynuacją tej felernej kolacji i jej skutków. Moment, w którym dziewczyna się waha, bo nie chce być zdana na łaskę wampira, a jednocześnie nie wyobraża sobie dalej funkcjonować u boku rodziców, którzy bez wahania zechcieli ją sprzedać, był raczej tutaj taki kluczowy, przynajmniej moim zdaniem. No i jak mówi, że oddałaby za nich życie, to przyszło mi do głowy powiedzenie mojego dziadka "uważaj za kogo ręczysz, bo może łapy nie stracisz, ale ten za kogo jesteś gotowy poręczyć, bez mrugnięcia okiem cię głowy pozbawi".
    Ciągle jestem ciekaw Alexa i tego jakie ma dokładnie plany jeśli chodzi o Anę.
    Pozdrawiam i już dodałem do obserwowanych, by wpadać częściej ;-)

    OdpowiedzUsuń
  8. Blagam dodaj nowy :D Nie moge sie juz doczekac.
    Duzo weny kochana! :D :-*

    OdpowiedzUsuń
  9. Fajny tekst, całkiem miło się czytało
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  10. W końcu opuszczają dom. Teraz to się pewnie zacznie akcja. Matka w końcu przyznała się do tego, że woli pieniądze zamiast córki. Peter troszkę się „stawiał”, ale jak doszło co do czego to dobił targu z wampirem. Ana nie wie w co została wpakowana, nie powinna się cieszyć. No, ale ona nic nie wie. Alex jak dla mnie jest czarujący. Gorszym potworem niż on są rodzice Any. Opowiadanie bardzo mi się spodobało. Czytało się nieźle. Czytam sobie czytam, a tutaj pojawił się koniec. Zdziwiłam się jak nigdy życiu, że tak szybko się skończyło. Komentarz krótki, bo bardzo chcę czytać szósty rozdział :) Pozdrawiam!!

    OdpowiedzUsuń
  11. Hm, dlaczego odnoszę wrażenie, że ta powieść ma swój jakiś podtekst sadomaso? Alex wydaje mi się takim typowym dominującym. Lubi jak każdy się go słucha, gdy on jest górą i gdy za niesubordynację musi ukarać. Tak go właśnie widzę :D
    Zauważyłam też, że masz strasznie duże wstawki między dialogami. Nie wiem czy to dobrze, czy to źle. Raz jest miłe wytłumaczenie, a czasem ciut powielanie tego samego O.o Akurat ja bardzo lubię dialogi i troszkę mi ich brakuje, ale mam nadzieję, że z następnymi rozdziałami będzie ich więcej :)
    Nie miałabym nic przeciwko, gdyby Alex się wkurzył i zabił matkę i ojca Any, a później spalił im dom. Ja w tym widzę same plusy :D Będzie miał dziewczynę, będzie miał kasę i nie będą mu zatruwali życia o to, że zabił ludzi. No przecież sami się spalili XD
    Lecę dalej :*

    OdpowiedzUsuń
  12. Dawno nie czytałam tak dobrego opowiadania o wampirach. Prolog i pięć pierwszych rozdziałów dosłownie ,,wchłonęłam" na jednym wdechu:) Podoba mi się ten upiorny Alex,z kolei rodzice biednej Anabelle napawają mnie obrzydzeniem. Dziecko za coś tak przyziemnego, jak kilka papierków ?!
    Będę tutaj na pewno zaglądać :)
    Pozdrawiam,
    Nav.y Blue

    OdpowiedzUsuń
  13. W mieście wampir musi przestrzegać zasad. A handle żywym towarem to przypadkiem nie łamanie tych zasad?:P
    Poza tym, Alexander ciągle narzeka na zasady. A nie przyszło mu do głowy, że gdyby ich nie było, ludzie w końcu by się zbuntowali i stanęli do walki?:P Pewnie nie^^ Typowe dla takiego wampira;)
    Anabelle coś słabo się buntuje. Myślałam, że zacznie uciekać, zawsze mogła spróbować pobiec na policję:P Przynajmniej dopóki nie rzucił na nią uroku. Biedna, nie wie, co ją czeka...

    OdpowiedzUsuń
  14. Najbardziej wkurzył mnie tata Any. Ta jego obojętność, to jak podporządkował się żonie i Alexandrowi, jakby nie miał własnego zdanie. Nienawidzę takich ludzi.

    OdpowiedzUsuń