środa, 8 lutego 2017

Rozdział osiemnasty

Anabelle

Zamarła w ramionach mężczyzny.
Ani na moment nie oderwała wzroku od tych jakże znajomych oczu, które teraz wydawały się patrzeć wprost w jej zniszczoną duszę. Próba wykonania jakiegokolwiek ruchu była dla niej wręcz niemożliwa. Czuła się niemal jak sparaliżowana. To co się działo było fizycznie niemożliwe. Taki obrót spraw ją zszokował, aczkolwiek może powinna się właśnie tego spodziewać? W tej rezydencji, w tym świecie nic nie było normalne. Wszystko zaczynało się jej mieszać w głowie. Chciała zacząć krzyczeć jak małe dziecko, kiedy jest przerażone, zamknąć mocno oczy i otworzyć je w momencie, kiedy będzie miała pewność, że jest bezpieczna. Chęć wykonania tego towarzyszyła młodej kobiecie od samego początku przyjazdu tutaj. Dlaczego najgorsze rzeczy musiały właśnie spotykać właśnie ją? Zadawała sobie to pytanie od dłuższego czasu i nie zanosiło się na to, że miałaby poznać w przyszłości na nie odpowiedź. 
Zacisnęła oczy, tak jak wcześniej chciała licząc naiwnie na to, że kiedy ponownie je otworzy to wszystko zniknie. Wolałaby się znaleźć z powrotem w tamtym pomieszczeniu, w tym chłodnym miejscu, którego nienawidziła z całej siły. Minęła dłuższa chwila zanim zdecydowała się na to, aby ponownie otworzyć oczy. Nie robiła sobie większych nadziei na to, że cokolwiek może się zmienić. Tak naprawdę nic nie miało prawa się zmienić. Co najwyżej na gorsze, nie liczyła na to, że w jej życiu może teraz pojawić się coś dobrego. Na to straciła jakąkolwiek nadzieję już dawno temu, po tak wielu miesiącach nie można było mieć nadziei na to, że będzie lepiej. Alexander świetnie się postarał o to, aby więcej nie odważyła się nawet pomyśleć o lepszym życiu. Przyszłość dla niej nie istniała. Żyła z dnia na dzień, żyła dzięki jego łasce i dzięki temu, że nie postanowił jej zabić. Co mogło zmienić się dosłownie w każdej chwili. To jaki miał humor zależało od tego co się z nią stanie. Dni, w które nic się jej nie działo były rzadkością. Czasem wtedy tamta blondynka wchodziła na jej miejsce i chociaż wiedziała, że nie powinna się cieszyć z tego, że ktoś inny przeżywa to co ona, nie mogła poradzić nic na to, że czasem po prostu się z tego cieszyła. Na jej miejscu chyba każdy by się z tego cieszył, a to sobie przynajmniej wmawiała, żeby nie czuć się tak tak okropnie. Nie potrafiła stwierdzić czy czuje się gorzej przez to, że pół-wampirzyca czasem jest na jej miejscu czy może lepiej. Fizycznie na pewno czuła się lepiej, jednak psychicznie... Nikomu nigdy nie życzyłaby czegoś takiego. Nawet największemu wrogowi, chociaż... Jej wrogiem w tej chwili, jedynym jakiego kiedykolwiek miała, był Alexander, a on zasłużył na piekło. Ale nawet i ono wydawało się być za łagodne dla nieśmiertelnego, który przez setki lat wyrządzał tyle krzywd. 
Jej prośba nie została spełniona, a znajomy nieznajomy wciąż tutaj był i patrzył na nią. Ignorując ból w całym ciele szarpnęła się w jego ramionach chcąc się wyrwać. Nie zarejestrowała momentu w którym ją po prostu puścił, a ona sama upadła plecami na podłogę. Uderzyła o nią głową, która odbiła się od podłogi niczym piłka. Anabelle zawyła cicho z kolejnej dawki bólu. Na moment zabrakło jej sił do tego, aby zrobić jakikolwiek ruch. Czuła, że śmierć kręci się w pobliżu, ale jest zbyt przerażona, aby podejść bliżej i ją ze sobą zabrać. Z trudem przewróciła się na brzuch, aby potem ułożyć dłonie na podłodze i dźwignąć się na nich. Musiała wstać, musiała coś zrobić. Cokolwiek. Jeśli to się działo naprawdę, to mogła być jej szansa na ucieczkę. Ale... kolejna ucieczka? Skutki ostatniej ucieczki odczuwała do dziś, po raz kolejny nie chciała skończyć w ten sposób. Tym razem mogłaby nie dostać wyboru, który miała wtedy. Stanęła na nogach, nieco się chwiejąc na obie strony. Potrzebowała się czegoś złapać, do jakiejkolwiek ściany miała zbyt daleko, nie było też żadnej szafeczki o którą mogła się oprzeć. Był tutaj tylko On. A od niego nie chciała żadnej pomocy. Nie potrzebowała jej wcale. Kobieta zmrużyła oczy, ignorując ból pleców, który się znacznie nasilił. Niezagojone rany po raz kolejny się otwierały, nie mogąc się w spokoju zagoić. Zabawnie, gdyby umarła od zwyczajnego zakażenia, prawda? Wolałaby taką śmierć, niż to co jej dawał Alexander. Alexander, który już nie żył. Leżał pod tymi cholernymi drzwiami, z cholernym kołkiem w plecach i był martwy. Te słowa docierały do niej powoli, on naprawdę był martwy... A to oznaczało, że jest wreszcie wolna po tych wszystkich miesiącach i może stąd odejść. 
- Pomogę ci – odezwał się po raz kolejny. Anabelle zacisnęła drobne dłonie w pięści. Zagryzła dolną wargę, powstrzymując się przed powiedzeniem kilku słów. Nie miała zamiaru marnować resztek swojej energii na sprzeczki, które nie mają żadnego sensu. Przez ten cały czas była sama, teraz również da sobie radę. - Zabiłem go dla ciebie... Przyjechałem tutaj po ciebie...
Zaśmiała się gorzko, przenosząc w końcu wzrok na mężczyznę i pokręciła głową. 
Innego rozwiązania nie widziała w tej sytuacji. Musiało być im mało, skoro tutaj jest. Zabił go, bo co? Bo nagle zmienił zdanie i uznał, że to co zrobił było cholernie nie w porządku, a może jednak faktycznie pojawiła się jakaś lepsza oferta. Nie mieli oporów przed tym, żeby oddać ją w łapska nieśmiertelnego, a nic im już nie stało na przeszkodzie do tego, żeby ponownie ją komuś oddać. Była przecież taka cenna, prawda? Pół miliona to dużo, dla każdego człowieka to dużo. Teraz zapewne pojawiła się lepsza propozycja z której postanowili skorzystać. Anabelle nie wierzyła, że jest tu z dobroci serca. On czegoś takiego nie miał. 
- Anabelle... kochanie, błagam...
Powinna poczuć ulgę widząc tutaj ojca. Wcale jednak tak nie było, a ona się czuła jakby spadł na nią ogromny ciężar. Miała teraz być mu wdzięczna za zabicie Alexandra i uratowanie jej? Nie potrzebowała jego ratunku. Zwłaszcza, że to właśnie przez niego się tutaj znalazła. Da sobie radę sama, to przynajmniej sobie przez cały czas wmawiała. Nie potrzebowała nikogo, aby uratować siebie. Musiała wymyślić jakiś plan. Teraz nikt jej przynajmniej nie będzie ścigał. Alexander nie żył, a ona nie miała już nikogo kto chciałby jej krzywdy. Problemem pozostawał stojący przed nią jak żywy Peter, który najwyraźniej nie miał zamiaru odpuścić. A Anabelle nie miała też zamiaru się mu poddać. Będąc tutaj nauczyła się tego, że trzeba stać przy swoim zdaniu. Dłużej nie będzie cudzą zabawką. Te miesiące jej wystarczyły, sprawiły, że stała się słaba i bała się własnego cienia, ale także to sprawi, że będzie silniejsza niż kiedykolwiek w życiu mogłaby być. Z wyraźnym trudem się wyprostowała i spojrzała ojcu prosto w oczy. Takie same jakie miała ona. W oczach mężczyzny można było wyczytać troskę, ból i tęsknotę, ale to nie miało dla kobiety żadnego znaczenia. Nie po tym wszystkim co musiała tutaj przez niego przejść. Sam sobie zasłużył na to, aby teraz go od siebie odepchnęła i nie przyjęła pomocy, która była jej oferowana. 
- Poradzę sobie bez ciebie – wycedziła – tak jak robiłam to tutaj cały czas.
Nikt przy niej nie był. Nikt nie głaskał jej po głowie, kiedy została zgwałcona, pobita czy użyta po raz kolejny jako przenośna torebka z krwią. Nikt nie mówił jej, że wszystko się ułoży, a ona dojdzie do siebie. W tym domu nie było miejsca na to, aby dojść do siebie. Anabelle o tym wiedziała. Ledwo uspokoiła się po pierwszej napaści, a niedługo później wykorzystał ją po raz kolejny, świetnie bawiąc się jej kosztem, jej krzykami i błaganiem o to, aby przestał. Tym razem nic takiego miało już nie nastąpić. Jeszcze chyba do niej nie docierało to, że naprawdę jest wolna i może stąd odejść. Fakt, że nie miała miejsca do którego mogłaby się udać nie miał żadnego znaczenia. Poradzi sobie w jakiś sposób. Na pewno istnieją jakieś schroniska, które ją przygarnął, ktoś pomoże jej stanąć na nogi. Nie pozwoli sobie na to, aby po tym wszystkim co się wydarzyło stoczyła się na samo dno. To się nigdy nie stanie. Mógł ją zniszczyć na wiele sposobów, odebrać wszystko co miała, jednak mimo tego wszystkiego, skoro była już wolna, nie mogła sobie pozwolić na to, żeby samej stoczyć się na dno i nawet nie próbować poprawić w jakiś sposób swojej sytuacji.
Dopiero kiedy uważniej się przyjrzała ojcu uświadomiła sobie, że zapomniała już jak wygląda. Dawniej znała na pamięć rysy twarzy, jego uśmiech, którym obdarzał ją każdego dnia, kiedy wstawała i rozpoczynała nowy dzień. Teraz nie potrafiła sobie przypomnieć tych szczegółów. Tego co kiedyś było dla niej normalnością. Zupełnie jakby te wszystkie wspomnienia były oddzielone grubą, zamgloną szybą i nie mogły się przebić do jej umysłu. Sama po prawdzie pozwoliła na to, aby dwadzieścia lat jej życia zniknęło za taką szybą. Zapominała powoli kim ona sama jest, a to wszystko tylko dlatego, że trafiła tutaj i Devile krzywdząc ją sprawiał sobie więcej przyjemności. Przełknęła ślinę w momencie, kiedy zdała sobie sprawę z tego, że gapi się zbyt długo na mężczyznę. Poradzisz sobie sama. Nikogo przy tobie nie było przez ostatnie miesiące, to tym bardziej teraz dasz sobie radę, odezwała się sama do siebie w myślach. Aktualnie to była najbezpieczniejsza opcja. Alexander nie mógł już przenikać jej myśli, a Peter był zwykłym człowiekiem, który nie miał zdolności do tego, aby przeszukiwać ludzki umysł. Odwróciła czym prędzej wzrok. Zrobiła dwa kroki w stronę drzwi. Wzrok odruchowo powędrował w stronę leżącego wampira. Zacisnęła usta w wąską linijkę, powstrzymując się przed uśmiechem. Nie chciała robić sobie zbyt wielu nadziei. To wszystko równie dobrze mogło okazać się kolejną chorą gierką. Było to tak realistyczne... Trudno było rozróżnić co jest prawdą, a co wymyślonym kłamstwem. 
- Kochanie, pozwól sobie pomóc... Błagam, cię Anabelle. Wiem jak duży błąd popełniłem... 
Jego skomlenie przypominała zranionego szczeniaka, który teraz robił wszystko, aby poczuć się lepiej. Kolejne dwa kroki do przodu, jeden większy i znalazła się przy drzwiach. Wreszcie. Oparła na niej dłonie, a potem powoli odwróciła głowę w stronę Petera. Spojrzała mu w oczy, zamierzając wyrzucić mu wszystko. 
- Pomóc... Pomóc... Jak chcesz mi pomóc? Pogłaszczesz mnie po główce i powiesz, że będzie w porządku? Wciśniesz mi w dłoń pieniądze, żebym się zamknęła i nie wydawała z siebie żadnego głosu? - wycedziła. Jej już nikt nie mógł pomóc. - Zabierzesz ból i upokorzenie? Cofniesz czas, żebym nie została wielokrotnie zgwałcona, pobita i wykorzystana do zaspokojenia wszystkich jego chorych potrzeb?! A może zamienisz się ze mną miejscami? 
Zaczerpnęła powietrza. Miała dość, mówienie sprawiało jej ból. Nie tyle psychiczny co fizyczny. Nie miała pojęcia jakim cudem utrzymuje się jeszcze na dwóch nogach. Już dawno powinna paść. Oparła się plecami o ścianę i powoli po niej osunęła, decydując się na to, aby odpocząć. Była wyczerpana, chciała teraz zasnąć. Najlepiej na wieczność, aby więcej nie musiała przeżywać tego koszmaru. Nigdy nie zapomni tego co się tutaj wydarzyło. Będzie się to za nią ciągnęło, aż do śmierci, a jeśli jej los jest tak przeklęty, to po śmierci również nie zazna spokoju i będzie musiała resztę wieczności spędzać z Alexandrem. 
- Nie wiedziałem – przyznał cicho, a w jego glosie można było usłyszeć najprawdziwszy żal – tak mi przykro, kochanie. Nie pozwolę cię więcej skrzywdzić. Już nigdy.
Powoli do niej podszedł. Każdy jego ruch był uważnie przemyślany, co pasowało jej do ojca. Zawsze lubił myśleć zanim zaczął działać. Ta cała sytuacja wyglądała na bardzo przemyślaną. Jedyne czego nie potrafiła zrozumieć to Betty, która w jednej chwili tutaj była, a w drugiej już jej nie było. Och, to jednak nie było takie ważne. Skupiła się teraz na klęczącym przed nią ojcu, który powoli położył dłonie na jej ramionach. Drgnęła nieznacznie. Spodziewała się tylko gwałtownego dotyku. Pełnego bólu, a ten taki wcale nie był. To była taka przyjemna odskocznia od tego. Nie musiała się bać tego, że ten dotyk nagle zmieni się w coś okropnego, a ona będzie się wiła z bólu, modląc o to, aby w końcu umrzeć. Pozwoliła na to, aby Peter ją do siebie przygarnął. Zupełnie odruchowo się w niego wtuliła, po raz pierwszy od miesięcy czując się bezpiecznie. Nie zanotowała w którym momencie po prostu zaczęła płakać. To się działo samo z siebie. Już nawet nie próbowała temu zapobiec, bo to i tak było pozbawione sensu. Tego właśnie chyba potrzebowała. Świadomości, że jest wszystko dobrze, móc się wypłakać, a potem stąd jak najdalej wyjechać. Oczywiście, jej życie już nigdy nie wróci do normalności, zawsze będzie kroczył za nią cień mrocznej przeszłości, jednak teraz to już nie miało znaczenia. Podniesie się z tego. Ma przed sobą całe życie, jeszcze zdąży naprawić wszystkie szkody, które wyrządził jej Alexander. A może raczej je posklejać i postarać się o to, aby nigdy więcej się te rany nie rozleciały, a wspomnienia nie ujrzały światła dziennego. Czuła się naprawdę dobrze, kiedy Peter ją do siebie przytulał, delikatnie muskał dłonią po jej plecach. Zupełnie jakby wiedział, które miejsca ma omijać, bo nie są dobrze zagojone. W tej chwili cały ciężar, który nosiła na plecach nagle jakby z niej spadł, a ona czuła się tak lekko i dobrze. Było wreszcie w porządku. Przynajmniej na tę chwilę było dobrze, tak bardzo dobrze i spokojnie.
- Zabiorę cię do domu...
- Nie! Nie do domu... Nie mogę... ona... - zaprzeczyła gwałtownie. Nie mogła wrócić do domu! Matka wciąż tam była, to ona jako pierwsza rzuciła się na pieniądze, pierwsza... Nie mogła tam wrócić. - Ja już nie mam domu... I nigdy nie miałam.
Peter nieco się od niej odsunął, jakby chciał zrozumieć czy aby na pewno dobrze zrozumiał to co brunetka właśnie powiedziała. Mężczyzna pokręcił głową na boki. Zgarnął kosmyk jej włosów za ucho i ponownie ją do siebie przytulił. Teraz nie powiedział już nic. Uznał, że będzie lepiej jeśli nie będzie nic teraz mówił. Anabelle go potrzebowała, ale jednak teraz pierwsze co musieli zrobić to wydostać się z tego miejsca. Dłużej nie mogli tutaj zostać. Żadne z nich dłużej nie mogło tu zostać. Znowu się odsunął. Tym razem tylko po to, aby zdjąć z siebie kurtkę, którą chwilę później okrył córkę. 
- Jej już tam nie ma – powiedział cicho, ujmując podbródek dziewczyny – odeszła. Będziemy tylko ty i ja.
Bardzo chciała mu uwierzyć. Zrobił dla niej dziś wiele dobrego, ale jednak pozostawały sprawy, w które nie chciała i nie potrafiła uwierzyć. Ta była jedną z nich. Martha wszystko robiła, aby utrzymać się przy ojcu. Była tak chciwa na jego pieniądze, że nie odeszłaby za żadne skarby świata. Była uczepiona męża. I mimo że to nigdy tak naprawdę nie były jej pieniądze kobieta zarządzała wszystkim. Decydowała za mężczyznę, który przynosił jej do domu te wszystkie pieniądze i nie pozwalała na to, aby zrobił coś co nie było po jej myśli. Dlaczego więc teraz miałby się jej postawić? Czemu teraz miałby ją wyrzucić z domu? 
Widząc zamieszanie na jej twarzy powinien raczej udzielić odpowiedzi. Nic takiego się nie stało, a Anabelle została bez odpowiedzi. Może gdyby zadała pytanie, wtedy by ją uzyskała, jednak i na to nie liczyła. Teraz ważniejsze było to, aby uciec z tego przerażającego miejsca. Jak najdalej i w jakieś bezpieczne miejsce. O ile takie jeszcze istniało w ogóle na tym świecie. W co było trudno uwierzyć. Cały świat był zajęty przez wampiry. 
- Chodźmy już Anabelle. Nie traćmy cennego czasu.
Coś w jego słowach sprawiło, że poczuła nagły niepokój. Pozwoliła mu na to, aby ponownie wziął ją na ręce. Wyszli na zewnątrz. W pierwszej chwili sądziła, że będzie stał na podjeździe drugi samochód. Był tutaj tylko ten należący do wampira, którym jechała z samego początku tutaj. Nie miał auta... A może zostawił je gdzieś dalej, aby zakraść się tutaj po cichu? Bardzo na to liczyła. Miała nadzieję, że przy następnych kilkunastu metrach zauważy znajome, rodzicielskie auto. Im dalej szli tym bardziej była przekonana, że coś takiego nie będzie miało miejsca. Zacisnęła mocniej dłonie na ramionach Petera rozglądając się w przerażeniu po znajomym lecie. Każde drzewo wyglądało tutaj dokładnie tak samo, a jej się wydawało, że je kojarzy po swojej ostatniej ucieczce. Wydarzenie te, mimo że wydarzyło się dość dawno, było w niej wciąż żywe. Tak samo jak wszystko co się tutaj jej przytrafiło. Trafiła wprost do horroru. Do koszmaru z którego nie potrafiła się wybudzić. I do tej pory myślała, że nie będzie mogła tego zrobić, a teraz pojawił się jej ojciec. Ten sam ojciec, który potrafił ją oddać w łapska wampira za pół miliona. I ten sam, który go zabił, aby odzyskać córkę. Jednak po jak długim czasie, prawda? Ile musiało minąć miesięcy zanim zrozumiał co takiego zrobił swojej jedynej córce? Powoli przestawało mieć to jakiekolwiek znaczenie. Anabelle miała do niego ogromny żal, ale i była mu wdzięczna za to co teraz dla niej robił. Chciał ją z powrotem, zabrać z powrotem do domu... Może się wyprowadzą i stąd zniknął. Daleko, aby nie musiała więcej oglądać tego miejsca na oczy. Do jakiegoś spokojnego kraju, gdzie będą wiedli spokojne i w miarę szczęśliwe życie? Marzenia były takie cudowne, można było śnić o wszystkim. Bogactwie, urodzie, wielkiej miłości, a ona chciała tylko spokoju i poczucia bezpieczeństwa. Nigdy nie myślała, że jej marzenia mogą tak gwałtownie się zmienić. Zanim zaczęło się to szaleństwo sama pragnęła tych wszystkich rzeczy. Naiwnie marzyła o księciu, który będzie ją kochał do końca ich dni, gromadce dzieci, które będzie mogła kochać całą sobą i obserwować jak dorastają, a teraz to wszystko zostało jej odebrane. Nawet jeśli uda się jej dojść do siebie, nie będzie potrafiła znowu być dawną sobą i doskonale o tym wiedziała. Nigdy więcej już nie zamarzy o rodzinie. Za bardzo się bała tego, że może być tak jak jej matka i zdecydować się zamordować swoje dziecko za pieniądze. Teraz chciała tylko w spokoju spędzić resztę życia.
Anabelle przymknęła oczy, a głowę oparła na ramieniu Petera. Przy każdym kroku delikatnie była kołysana na obie strony. Uczucie to było lekkie i sprawiało, że powoli zaczynała odpływać. Bardzo chciała zostać przytomną, żeby zapamiętać jak odchodzi z tego miejsca, jednak dzień okazał się być dla niej o wiele bardziej łaskawy niż sądziła. Przymknięte powieki coraz bardziej opadały, a kiedy całkiem zamknęła oczy nie minęło kilka minut, a zapadła w lekki sen, który chociaż na trochę pozwoli się jej oderwać od koszmaru, który jak trwał tak trwać będzie. 
Nic nie jest takie, jakie się być wydaje.
Witam serdecznie. Przed wami kolejny rozdział, który znowu nie wiem co przedstawia. Piszę pod wpływem weny, ale wszystko układa mi się zgrabnie całość i jest tak jak być powinno. I teraz sobie zdałam sprawę, że pojawiła się masa scen, które wcześniej nie były planowane. Co mnie bardzo cieszy. Dziękuję ślicznie za obecność i komentarze, które dodają siły do dalszego pisania.  Mam nadzieję, ze rozdział się wam podobał i da się go jakoś przełknąć. Nie przedłużając już będę kończyć. 
Przypomnę jeszcze, że nie toleruję żadnego spamu na tym blogu, bo z tego co widzę, czasem niektórzy nie zauważają takiej drobnej informacji.
Do następnej notki! 

12 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Mętliku w głowie ciąg dalszy. Nietypowo zacznę od ostatniego zdania, bo jest tak cholernie wymowne… Napisałam Ci już sporo na GG, bo nie chciałam rzucić w komentarzu jakichś daleko idących wniosków. Mimo wszystko patrzę na całość przez pryzmat tego, co mi zdradziłaś, więc łatwo o napisanie czegoś, czego nie powinnam…
      Pisałam Ci również o moich dylematach względem Petera, bo to takie cholernie trudne jednoznacznie go ocenić. Wciąż uważam, że nawet to, co robił mój Marco, jest prostsze do wyjaśnienia, chociaż zarazem wydaje się gorsze od tego, jak traktował Anę ojciec. Niektóre sytuacje są tak trudne do ogarnięcia, że sama nie wiem ;-; A BB to idealna mieszanka emocji, nie wspominając o tym, że nagle nie wiadomo jak to jest z moralnością. Przynajmniej mnie trudno jednoznacznie oceniać postacie, a to nie zdarza się często.
      Zadziwiające też jest to, jak działa ludzka natura. Ana z jednej strony pragnie śmierci, jest pogodzona z tym, co ją spotyka i nie ma nadziei… A jednak znajduje w sobie dość siły, żeby walczyć z Peterem. To, jak ona myśli o dawnym domu, pomocy tego mężczyzny i „matce” jest zadziwiające, ale też niezwykle naturalne, przynajmniej dla mnie. Jakaś jej cząstka chce walczyć, chociaż wciąż nie dociera do niej myśl o śmierci Alexa. Nic dziwnego, tak swoją drogą, bo i ja mam względem niej wątpliwości. Cóż…
      Myślenie o Betty też jest przerażające, ale fascynujące zarazem – to, że mogłaby czuć ulgę, kiedy przychodziła kolej pół-wampirzycy. Przerażające też jest to, że tak łatwo można tę ulgę zrozumieć… I że Betty po pojawieniu się Any w tym domu myślała dokładnie to samo.
      Nic nie jest takie, jakie się wydaje… Pozostaje mi życzyć Ci weny, żebyś faktycznie szybko uraczyła nas rozdziałem 19 i rozwinęła to tak, jak masz w planach. Ja tam w Ciebie wierzę ;> Jestem ciekawa i to zwłaszcza teraz, kiedy na nowo wkręciłam się w BB. Pozostaje mi więc czekać i spróbować ogarnąć, co się tutaj dzieje. Nadmiar bodźców i wątpliwości nie ułatwia, ale kij z tym – jak przyjdzie odpowiednia pora, wszystko się wyklaruje.
      Pisz, Ty mój Kingu. Wiesz, że ja zawsze czekam ;>

      Twoja Nessa.

      Usuń
  2. Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. Tym ostatnim zdaniem mnie zmyliłaś. Już nie wiem czy to sen czy jawa.

    OdpowiedzUsuń
  3. Szczerze, to mocno wątpię, że Alexander nie żyje. Albo to tylko jakaś gra, albo jest chwilowo unieruchomiony (no wiadomo – kołek), ale nie ma szans, żeby człowiek go zabił.
    I obejrzałam zwiastun... Tam jest dziecko! Cholernie mnie ciekawi, czy to tak tylko, czy będzie w historii i jeśli będzie, to kto będzie ojcem? Wiem, przegięłam z „będzie” w jednym zdaniu...
    Czekam z niecierpliwością na rozwój wydarzeń, bo robi się naprawdę ciekawie.
    Pozdrawiam! ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. O rety rety ale pełen emocji rozdział.
    Peter mnie zaskoczył. Chyba po raz pierwszy w życiu zachował się jak prawdziwy mężczyzna. To naprawdę imponujące z jego strony. Mimo wszystkiego zła jakie wyrządził córce.
    Tylko czy naprawdę Alex tak skończy? Czuje, że jego część zemsty jeszcze nadejdzie i Ana może drogo żałować swojej ucieczki.
    Zdecydowanie boję się reszty tej historii i co będzie dalej.
    Trzymasz napięcie od samego początku do końca i pookazujesz wszystko co kocham!
    Czekam na ciąg dalszy i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Pierwsze co mi przychodzi do głowy po przeczytaniu rozdziału? Zwroty akcji. Jesteś w nich mistrzynią :D Do tego tworzysz w czytelniku walkę myśli... chociaż nie wiem czy dobrze to ujęłam ;p chodzi mi o te sprzeczne uczucia... Z jednej strony człowiek chce żeby Aleks nie żył, a z drugiej uważa, że to niemożliwe żeby człowiek i polwampirzyca dało sobie radę z zabiegiem go... Z jednej strony cieszysz się z ojciec Anabell uwolnił sie z pod pantofla matki, a z drugiej gdzieś z tyłu głowy krąży myśl, że może wcale tak nie jest... jednakże jedno wiem na pewno :) rozdział jest cudowny i z niecierpliwością czekam na następny ;) życzę dużo weny i do kolejnego "przeczytania" :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Na początku każdego dialogu masz minusy zamiast myślników.
    Mnie by chyba nie cieszyło takie znaczne odbieganie od planu, ale skoro już masz nowy, lepszy pomysł, to nie mam nic przeciwko.
    Wydaje mi się, że Peter po tym co zrobił córce nigdy odkupi win, nie odzyska jej zaufania. Ludzie wybaczają, doceniają zmiany, metamorfozy, dobre chęci, naprawianie błędów, ale nigdy nie zapominają.
    Obawiam się też, że Peter to już nie jest w pełni człowiek. Może jakiś wilkołak?
    Alex też z pewnością ożyje.

    OdpowiedzUsuń
  7. No ładnie! Przewidywałam różne scenariusze, ale wersja z ojcem pragnącym odkupić swoje winy przeszła moje najśmielsze oczekiwania! Nie podoba mi się ten Peter.I trudno mi uwierzyć w to, że udało mu się zabić Alexandra, potężnego wampira, tak po prostu...Nie będę ukrywać, że jestem bardzo ciekawa, co wydarzy się dalej i że mam nadzieję, że ,mimo wszystko,upiorna postać Alexandra jeszcze się tutaj pokaże... Życzę Ci jak najwięcej weny, bo o nic więcej nie musisz się martwić; Twój styl jest naprawdę świetny! :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Trafiłam dziś na Twoje opowiadanie i przepadłam :D Świetne opowiadanie :) Pełne zwrotów akcji... Alex straszny jest... ale czuję że to nie koniec i mam dziwne wrażenie że to on pozwolił jej w to wszystko wierzyć że ojciec ją wybawił..że to kolejna chora gra które on przecież tak lubi... jestem ciekawa jak dalej potoczą się losy Any.. Alexa nienawidzę ale też w pewnym sensie jestem ciekawa jego postaci :D Bo pierwszy raz spotykam się z wampirem takim wstrętnym i okropnym bez serca i uczuć :)
    Mam nadzieję że rozdział pojawi się nie długo :D

    Pozdrawiam i życzę weny:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Heloł, to znowu ja! :)

    Hmm. To, że pochłonęłam rozdział jednym tchem to żadna nowość. Nic nawet nie będę wspominać o mętliku w głowie - to nieodłączny element świata BB. Ale ojciec pragnący odkupić swoje winy... To akurat nowość.
    Spodziewałam się każdego. W mojej głowie pojawiła się nawet myśl, że to może kolejna próba Alexandra i miesza on dziewczynie w podświadomości, tworząc świat z pogranicza snów, kreując własną śmierć, aby sprawdzić, czy Ana naiwnie uwierzy w szansę na wyzwolenie się. (Boże, zero w tym logiki. W mojej głowie wyglądało to przejrzyściej...)
    Nigdy nie lubiłam Petera, właściwie to żadnego z rodziców Any. Oboje wydawali mi się obrzydliwi i zepsuci, chociaż nie ukrywam że o wiele łatwiej uwierzyć mi w chęć nawrócenie się Petera niż matki Any. Jednak mimo wszystko cała ta sytuacja jest zdrowo popieprzona. Albo to coś ze mną nie tak i na BB doszukuję się tylko okrucieństwa i spisków...

    Lecę dalej, za bardzo się nakręciłam.

    Klaudia x

    OdpowiedzUsuń
  10. A jednak naprawdę nie żyje!!! :D:D:D Ależ się cieszę:D Tylko czemu nie obcięli mu głowy? No czemu? Takie wredne wampirzyska są nie do zabicia, a obcięcia głowy nikt nie przeżyje.
    Z ojcem to coś mocno podejrzane. Bardzo mocno.

    OdpowiedzUsuń
  11. To jakaś sztuczka Alexandra? Bo nie sądzę, że uda mi wyjść. No i Peter, czyżby wyrzuty sumienia się w nim obudziły?

    OdpowiedzUsuń