Alexander
Brunetka gwałtownie odsunęła się od niego.
W jej ciemnych oczach widział przerażenie, a przecież
jeszcze nawet niczego nie zrobił! W tej chwili naprawdę nie miała się
czego obawiać, a skuliła się na tym krześle jakby co najmniej miał jej
zamiar zrobić krzywdę. Nie teraz, a na pewno nie przy jej rodzicach. Mogli
się jeszcze rozmyślić czego, Devile nie chciał. Westchnął bezgłośnie, sięgając
po niezaczęte wino dziewczyny. Zamoczył usta w ciemnym napoju, biorąc
kilka łyków. Zerknął przelotnie na jej rodziców, którzy chyba czekali na jego
ruch, a tak przynajmniej mu się wydawało. Wiedział, że nie ma sensu dawać
im pogadać z Anabelle, bo nie są po prostu w stanie jej tego wyjaśnić
w taki sposób w jaki zrobi to on. Zignorował jak na razie to, że ta
mała się trzęsie jak osika i najwyraźniej nie ma zamiaru z nim w ogóle
rozmawiać.
Wyczuwał strach dziewczyny. W pewien sposób
rozkoszował się tym, że na sam jego widok zaczynała drżeć, a niespełna
kilkanaście minut temu tak głupio lgnęła do niego. Z pewnością to było
wywołane tym, że nie miała świadomości kim tak naprawdę jest.
Nachylił się nad nią.
Jeszcze w ogrodzie widział jak bardzo go
pragnęła, a teraz te wszystkie pozytywne emocje zniknęły. Alexander
zaśmiał się cicho, wyprostował się i oparł o stół. To było doprawdy
zabawne. Nie pamiętał, kiedy ostatnim razem miał okazję do tego, aby tak się
bawić przy oglądaniu cierpienia. Najlepsze w tym wszystkim chyba było to,
że tak naprawdę jeszcze nic nie zrobił, a oni wszyscy (poza Marthą)
zdawali się wręcz drżeć ze strachu na samą myśl o tym co zaraz postanowi
zrobić wampir. Faktycznie, miał w planach trochę krwawych zabaw, ale to
nie znaczyło, że zamierza je wykonać już teraz. Nie przy jej rodzicach, nie w mieście.
Mimo wszystko wciąż musiał przestrzegać tych durnych zasad, które dla niego
samego były naprawdę niezrozumiałe. Gdyby tylko dopuścili go do tego, aby to on
ustalał zasady to ludzie nie byliby traktowani w tak łagodny sposób jak są
traktowani teraz. To było tylko pożywienie, chodzące woreczki z ciepłą
krwią i nic poza tym. Czasami też można było wykorzystać niektóre osobniki
w inny, całkiem przyjemny sposób.
– Nie – szepnęła cicho, a właściwie ledwie
poruszyła ustami. Nie trudno się było domyślić, że nie chciała razem z nim
nigdzie iść, ale nie miała żadnego wyboru. Została już sprzedana, należała
teraz tylko i wyłącznie do niego.
– Przeliczcie pieniądze – rozkazał. Wiedział, że
znajduje się tam równe pół miliona, (wciąż się zastanawiał czemu akurat tyle im
zaoferował), ale wolał, aby przy nim je przeliczyli, a później nie robili
mu zupełnie zbędnych awantur o to, że trochę im brakuje.
Tak jak się spodziewał pierwsza poderwała się z miejsca
Martha. Kobieta dosłownie dopadła do srebrnej walizki. Trzymała ją mocno, jakby
się bała, że zaraz ktoś jej ją zabierze. Alexander uważnie obserwował reakcję
brunetki na to co robi jej matka.
Przerażenie, szok i niedowierzanie.
Może i był całkiem wyprany z emocji,
ale w swoim długim życiu nigdy nie spotkał się z takim typem
człowieka. Oczywiście nie raz ktoś mu proponował siebie w zamian za
pieniądze, zwykle to byli jednak rodzice, którzy starali się zapewnić dobre
życie swoim dzieciom, a w przypadku Marthy i Petera woleli
zapewnić sobie bogate życie, niż zabezpieczyć własne dziecko. Och, nie miał
zamiaru narzekać. To chyba byłaby ostatnia rzecz na jaką ma ochotę, dostał od
nich piękną dziewczynę, a jego majątek ani trochę na tym nie ucierpiał.
Czego mógł chcieć więcej?
Zerknął znowu na Marthę, która przeniosła się
razem z walizką na niewielką kanapę i liczyła uważnie pieniądze.
Prychnął w myślach. Niezwykłe, do czego może doprowadzić chciwość.
– Mamo ty chyba nie...
– Zamknij się – warknęła, nie podnosząc wzroku
znad walizki. Obserwował zarówno Anabelle jak i jej rodziców. Ojciec wciąż
się wahał nad tym co powinien zrobić. Czy podejść do żony i razem z nią
liczyć pieniądze czy jednak zostać z córką, która wbiła w niego
wzrok, dosłownie prosząc o to, aby cokolwiek zrobił, ale nie oddawał jej w ręce
wampira.
– Proszę – szepnęła, spoglądając błagalnie na
ojca, który wciąż siedział na swoim miejscu. Anabelle podniosła się z krzesełka,
strącając z ramienia dłoń Alexa, którą tam położył. W innej sytuacji
można byłoby uznać, że mężczyzna próbuje ją pocieszyć, jednak teraz dziewczyna
wcale nie czuła się tak jakby ją pocieszał, a jeszcze bardziej dołował w tej
całej sytuacji. – Nie możecie! Nie macie takiego prawa! – krzyknęła, potykając
się na nogach przez wysokie szpilki. Teraz żałowała, że je założyła.
– Owszem mogę – odparł Alexander – a ty nie
masz w tej kwestii nic do powiedzenia. Przestań histeryzować i się
wydzierać. Nie musi cię słyszeć całe miasto.
Wolał, aby to wszystko było sekretem. Rodzice z całą
pewnością wymyślą jakąś wymówkę dlaczego ich ukochana córeczka razem z nimi
już nie mieszka, ale to nie było zmartwienie wampira. On musiał się martwić o zupełnie
inne rzeczy. Musiał coś wymyślić w razie, gdyby inni się dowiedzieli o tym
co zrobił. Już dawno zostało mu przedstawione co może się stać jeśli znowu
zacznie się bawić w handel ludźmi. Jasne, udawał, że trochę się tym
przejmuje, nie mogli mu nic zrobić. Nie jedynemu wampirowi w całej Wielkiej
Brytanii, który miał znacznie większe wpływy niż oni wszyscy razem
wzięci.
– Nie! – wrzasnęła po raz kolejny, a po jej
policzkach spłynęło kilka łez – to nieludzkie! Tak... tak po prostu nie można! –
objęła się ramionami, pociągając nosem parę razy. Chodziła nerwowo po
pomieszczeniu. – Nie zmusicie mnie, nigdzie z nim nie pójdę – syknęła,
przystając na moment, żeby spojrzeć na matkę, która ją ignorowała wciąż licząc
pieniądze, a potem na ojca. Szukała u niego pomocy, wciąż sobie chyba
nie zdawała sprawy z tego, że wyjścia z tej sytuacji już nie było, a dziewczyna
była zdana na wampira.
– Pójdziesz – oznajmił ze spokojem mężczyzna.
Podszedł do niej zupełnie obojętnie. Mogła sobie mówić co tylko chciała, robić
co chciała i to wszystko do czasu. Jak tylko znaleźliby się u niego z całą
pewnością nie chodziłaby teraz tak po pokoju i nie wydzierałaby się na
niego. Złapał ją za ramię, przyciągając do siebie, co spowodowało, że po raz
kolejny się potknęła i gdyby nie jego mocny, za mocny uścisk z całą
pewnością. Jęknęła cicho, może z bólu, a może z zaskoczenia.
– Nie dotykaj mnie! – wrzasnęła, starając się
wyrwać wampirowi. Dla niego to było zabawne. Ludzka dziewczyna, która dopiero
pozna co to takiego jest być własnością kogoś takiego jak Alex. Z całą
pewnością jeszcze zatęskni za swoim nudnym, ludzkim życiem. – Proszę, ja nie
chcę – jęknęła.
– Uspokój się – polecił. Brunetka zamrugała dwa
razy i kiwnęła głową na jego słowa – czy wszystko jest? – zapytał,
odwrócił głowę i spojrzał na Marthę.
– Tak, tak – odparła – zgadza się co do pensa.
– Cieszę się w takim razie – mruknął.
Przez kilka minut trwali w ciszy. Słychać
było jedynie bicie serca trzech osób. Anabelle nieco się uspokoiła, chociaż
Alex wciąż był pewny, że w środku cała, aż się trzęsie. Stała przy nim nie
wydając z siebie żadnego dźwięku. Miał nadzieję, że ta kolacja się nie
przedłuży z żadnego powodu, a on nie będzie musiał zostać tu dłużej
niż to jest konieczne. Chciał wreszcie zabrać dziewczynę do siebie. Dłużej nie
należała do tego miejsca, ani do tych ludzi. Od dziś była tylko i wyłącznie
jego i miał zamiar dać jej to do zrozumienia.
– Nie zgadzam się.
Devile odwrócił głowę wyraźnie zaskoczony tym,
że Peter odważył się mu sprzeciwić. Spojrzał na niego z uniesioną brwią ku
górze. On się nie zgadzał? Wampir zaśmiał się krótko, pozbawionym wesołości
śmiechem. Zupełnie nie oczekiwał tego, że może się wydarzyć coś takiego.
Powinien to przewidzieć. Zwłaszcza, że jej ojciec nie palił się zbytnio do
tego, aby oddać mu córkę.
– Chyba się nie rozumiemy – zaczął mężczyzna.
Odsunął od siebie Anabelle – wszystko już dawno temu ustaliliśmy. Nie zamierza
się pan chyba teraz wycofać, prawda? – dodał podchodząc bliżej. Zerknął na jego
szyję w miejsce, gdzie najłatwiej się było wgryźć i zabrać od ofiary
potrzebny do przeżycia płyn. Mógłby go spróbować, albo ugryźć tylko po to, żeby
dać mu do zrozumienia, że z nim się nie zadziera.
– Całkowicie zdaję sobie z tego sprawę –
odparł obojętnie, odważając się w końcu podnieść wzrok na bruneta. Peter
był przerażony, stawiał się komuś znacznie silniejszemu od siebie. Komuś kto w przeciągu
jeden sekundy był w stanie go zmieść z powierzchni ziemi. Serce bilo
mu szybko, zdradzając zdenerwowanie. Czuł drobne kropelki potu, które spływały
po jego ciele. Musiał przecież coś zrobić. W jakiś sposób ochronić córkę,
którą sam zdecydował się sprzedać istocie, która była nieprzewidywalna.
Spodziewał się po Alexandrze każdej reakcji, ale na pewno nie tego, że będzie
on stał w spokoju i przyglądał mu się. Tak po prostu, jakby
rozmawiali o pogodzie, a nie o tym, że nie zamierza pozwolić
zabrać wampirowi jego jedynej córki.
Alexander uśmiechnął się lekko i pokiwał
głową. Zerknął w stronę Anabelle, która spuściła głowę, ledwo będąc w stanie
powstrzymać cisnące się do jej oczu łzy. Najwyraźniej dopiero teraz zaczęło
docierać do niej jakich ma rodziców. Delikatnie ujął jej podbródek w palce
i uniósł głowę dziewczyny do góry. Brodka drżała jej delikatnie, a wargi
były nieco rozchylone.
– Ze mną będzie ci lepiej – szepnął miękko.
Wcale nie musiał się specjalnie wysilać, żeby przybrać delikatny ton głosu,
który jedyne co będzie robił to zapewniał cię, że wszystko się skończy dobrze, a ty
będziesz bezpieczna – w przeciwieństwie do nich nikomu cię nie oddam.
Żadne pieniądze nie będą w stanie zawrócić mi w głowie.
– Skąd mam mieć pewność? – spytała cicho, pociągając
nosem. Zadrżała, kiedy wierzchem dłoni przesunął po jej policzku. Nie potrafiła
tego wyjaśnić, ale sprawiał, że czuła się przy nim w tej chwili
bezpiecznie, a to, że jest wampirem nie miało najmniejszego znaczenia.
Obiecał jej, że ją zabierze. Że będzie bezpieczna i z daleka od
ludzi, którzy wcale jej nie kochali, a pieniądze były ważniejsze od niej. –
Nie odpowiadaj – poprosiła szybko, bo odpowiedź przyszła nagle, a ona sama
wszystko zaczynała już rozumieć. Zamierzali się jej pozbyć jakby była jakimś
nic nieznaczącym przedmiotem. Drogocennym przedmiotem w dodatku. Odsunęła
się od wampira, a on jej na to pozwolił.
Brunetka odwróciła się w stronę ojca, który
przyglądał się tej scenie z przerażeniem, a po chwili przeniosła
wzrok na matkę. Chyba nie powinna już ich tak nazywać. Jaki rodzic robi takie
rzeczy swojemu jedynemu dziecku o które się starali podobno tyle czasu?
Przez te wszystkie lata ją chronili jakby była najbardziej delikatną istotą na
ziemi, a wystarczy, że na ich koncie zabrakło kilku zer i są w stanie
ją sprzedać byle im samym było dobrze? Wzięła głęboki wdech uspakajając się. Ze
spokojem spoglądała na teraz zupełnie sobie obcych ludzi. Doprowadzili do tego,
że ona sama zaczynała ich nienawidzić. Jeszcze niespełna dwie godziny temu była
podekscytowana razem z matką, a teraz chęć wbicia jej noża prosto w serce
nie opuszczała jej ani na chwilę. Ojciec nie był wcale lepszy niż ona. Chciał
teraz wszystko odwołać, a jeszcze chwilę temu był gotów oddać ją w ręce
nieśmiertelnego. Anabelle starała się zachować spokojnie, ale w jej
przypadku to nie było możliwe. Serce biło jej naprawdę szybko, a na
policzkach pojawiły się rumieńce.
– Nienawidzę was – powiedziała spoglądając ojcu w oczy,
a te słowa najwyraźniej zraniły go bardziej niż ta cała szopka, która
miała właśnie miejsce – z całego serca życzę wam jak najgorzej –
wycedziła.
– Żeby to się tylko nie odbiło na tobie.
Martha wstała z kanapy odkładając pieniądze
do walizki. Z jej twarzy nie dało się wyczytać żadnych emocji. Stała z rękami
opuszczonymi wzdłużył ciała. Wpatrując się w córkę, która najwyraźniej ją
zawiodła.
I w tym momencie Alexander postanowił
wkroczyć. Złapał dziewczynę za łokieć. Miał wrażenie, że jest gotowa do tego,
aby rzucić się na matkę i paznokciami wydłubać jej oczy. Co prawda to z całą
pewnością byłby interesujący widok, ale nie na ten wieczór. Na to będzie sobie
musiał trochę jeszcze poczekać. Brunetka szarpnęła się, a z jej
gardła wydobył się podobny do warknięcia dźwięk. Jeszcze będziesz miała okazję,
żeby sobie na mnie powarczeć, pomyślał ledwo powstrzymując się od wymownego
przewrócenia oczami.
– Spokój – wycedził, a Anabelle posłusznie
przestała się szarpać.
Dobra dziewczynka.
Anabelle
Nie miałam pojęcia co się ze mną dzieje.
Targały mną emocje, których nie potrafiłam od
siebie odróżnić. Z jednej strony naprawdę cię cieszyłam, że nie zostanę z nimi,
ale pójdę razem z Alexandrem. W końcu obiecał mi, że będzie mi z nim
dobrze, a on mnie nikomu nie odda. Czy nie właśnie tego powinnam pragnąć?
Stabilizacji. Jednak z drugiej strony obawiałam się tego co może się
wydarzyć, kiedy zostanę z nim sama. Wiedziałam, że nie będę potrafiła
dłużej żyć razem z moimi rodzicami, a raczej z ludźmi, którzy
mnie trzymali tylko po to, aby w odpowiednim czasie się wzbogacić. Czy
naprawdę istniałam tylko po to, aby pewnego dnia zostać sprzedaną wampirowi?
Nie chciałam w to wierzyć, a jednak to była najszczersza prawda.
Osoby, które powinny być mi przykładem, pokazać jak żyć hodowali mnie jak
zwierzę tylko w jednym celu.
Z całych sił starałam się określić co się ze mną
dzieje, kiedy ten tajemniczy mężczyzna znajdzie się blisko mnie. Uczono nas w szkole
o wampirach, a przynajmniej mówiono nam tyle ile oni sami chcieli
powiedzieć nam o sobie. O żadnych dodatkowych zdolnościach, które
mogłyby posiadać ja sama nie miałam pojęcia. Czy w ogóle istniało coś
takiego jak dodatkowe zdolności? Bardzo w to wątpiłam, jednak nie chciałam
też mówić stanowczego nie.
Miałam dziwne wrażenie, że osoba, którą powinnam
nazywać mamą z niecierpliwością czeka, aż w towarzystwie Alexandra
opuszczę swój własny dom. Nie potrafiłam jednak zmusić samej siebie do tego,
aby mu chociaż zaproponować to, że powinniśmy stąd wyjść. Jeśli miałam do niego
należeć, a właściwie już należałam, to dlaczego przedłużaliśmy nasze
wyjście? Pragnęłam znaleźć się jak najdalej od tych ludzi. Dłuższe przebywanie w ich
towarzystwie... Nie umiałam dłużej na nich patrzeć tak jak wcześniej. Byłam
pewna, że w razie niebezpieczeństwa oboje byliby w stanie stanąć w mojej
obronie, ja bym potrafiła. Jeśli byłaby taka potrzeba, oddałabym za nich swoje
własne życie. Byle tylko zapewnić im bezpieczeństwo. Najwyraźniej mocno się
pomyliłam co do nich, nie byli tym za kogo ich uważałam.
Czułam potrzebę, aby im coś powiedzieć.
Wykrzyczeć im prosto w twarz jak bardzo ich nienawidzę za to co mi
zrobili, jednak nie byłam w stanie wykrztusić z siebie ani słowa. To
co dla mnie przyszykowali... Spodziewałam się po nich wszystkiego, ale nie
tego, że postanowią mnie sprzedać, aby sami mieli dobrze. To nie byli ludzie,
żaden człowiek nigdy nie zrobiłby czegoś takiego własnemu dziecku. Nigdy nie
byłam matką, przeczuwałam też, że nigdy nie będę miała już okazji, ani nią
zostać, ale nigdy nie potrafiłabym przełożyć swojego dobra nad dobro mojego
dziecka. Wolałabym dać się pokroić niż oddać komuś moje dziecko. To tak powinno
działać. Miłość rodzica do dziecka. W przypadku tej dwójki miłość do
pieniędzy okazała się być znacznie większa niż ta do mnie. Możliwe, że nigdy
tak naprawdę żadne z nich mnie nie pokochało. Możliwe, że przez dwadzieścia
lat mojego życia byłam dla nich jedynie ciężarem, którego teraz się pozbyli.
Możliwe, że... Możliwe, że to już nie ma znaczenia, a ja teraz już ich nie
jestem. Teraz nie będą mi mówić, że nie mogę gdzieś wyjść czy z kimś
porozmawiać. Teraz byłam zdana na kogoś zupełnie innego, może będzie gorzej, a może
dzięki temu, że ten mężczyzna się mną zainteresował będą miała lepsze życie z nim,
niż z własną „rodziną”.
Może tak właśnie będzie.
– Anabelle, skarbie – podniosłam wzrok na ojca.
Teraz jeszcze miał czelność tak się do mnie zwracać po tym wszystkim co mi
zrobił? Zmrużyłam oczy, mimo tego co teraz czułam pozwoliłam mu na to, aby
powiedział to co chciał. Miałam jednak nadzieję, że przez to co powie Alexander
nie zmieni zdania. Nie chciałam z nimi zostać. Nie potrafiłabym dłużej
funkcjonować razem z nimi. – Przepraszam, gdybym tylko pomyślał... ja
naprawdę nie chciałem... kochanie, przecież wiesz, że cię koch...
– Och, dajże spokój! – głos tym razem podniosła
Martha – oboje tego chcieliśmy. Twój ojciec pewnie chciał ci powiedzieć, że cię
kocha, ale prawda jest taka, że bardziej niż ciebie oboje wolimy pieniądze.
Widzisz złotko, gdyby nie to, że cudem trafiłam na Alexandra Devile teraz
zapewne gryzłabyś ziemię, a ja, do czego dopuścić nie mogę, robiłabym to
razem z tobą. Ratujesz nas tym, że mu się sprzedaliśmy. Dzięki twojej
ładnej buźce ja i twój ojciec będziemy mieli zapewniony dobry byt –
powiedział i uśmiechnęła się w ten swój sposób, którego naprawdę nie
lubiłam. Uśmiech był na swój sposób przerażający, a to wszystko co mi
powiedziała szczerą prawdą. Oni mnie nie kochali, nie wiedzieli co to znaczy
miłość. Miłość do pieniędzy to było jedyne co rozumieli.
– Dobrze się dobraliście – wycedziłam – i dobrze,
że mnie już z wami nigdy więcej nie będzie.
W tej chwili to co się ze mną stanie było mi
obojętne. Dłużej z nimi nie będę. Uwolnię się od nich, a Peter wraz z Marthą
będą sobie mogli żyć takim życiem o jakim zawsze marzyli. Jako mała
dziewczynka chciałam takiego związku jaki mieli moi rodzice. Oni się nigdy nie
kłócili, a przynajmniej ja nie słyszałam ich kłótni, dopasowali się, byli
jak dwa zagubione puzzle, które po czasie się odnalazły. Oboje połączyła miłość
do pieniędzy.
– Ana...
– Anabelle chyba wyraziła się już dość jasno –
wtrącił się mężczyzna. Czułam się głupio przez to, że jest świadkiem Cz
rodzinnych kłótni, ale na to nic poradzić nie będę mogła. Przygryzłam wargę,
spuszczając wzrok na podłogę. Chciałam tylko stąd wyjść i o nich
zapomnieć. – Dostali państwo to czego tak bardzo chcieliście, a my powoli
się już oddalimy – dodał.
Poczułam pewną ulgę, kiedy powiedział, żen zaraz
stąd wyjdziemy. Tak, tak, tak. Zabierz mnie stąd i nigdy więcej nie
przyprowadzaj! Spojrzałam na bruneta czekając na to co powie mi. Nie wiedziałam
co mam robić. Skierować się do drzwi, pójść do siebie i zabrać rzeczy?
Zauważyłam, że kąciki jego ust lekko uniosły się do góry, ale nie uśmiechnął
się.
Po raz kolejny złapał mnie za łokieć i przyciągnął
bliżej siebie. Byłam już teraz jego, a on mógł ze mną zrobić co tylko będzie
chciał. Wciągnęłam gwałtownie powietrze do płuc, przenosząc wzrok na niego.
Uścisk nie był mocny, bardziej byłam zaskoczona, chociaż sama nie wiedziałam
czemu tak naprawdę zareagowałam w ten sposób.
Zaczęło się dla mnie coś zupełnie nowego, a ja
obawiałam się tego co może przynieść przyszłość.
Cześć! Rozdział pojawiłby się już wcześniej, ale niestety byłam odcięta od internetu od dwóch tygodni. Przeprowadzka to jedno wielkie zUo. Jednak już wróciłam i mam zamiar nadrobić zaległości, a następny rozdział powinien się pojawić znacznie wcześniej niż ten. Mam pewne obawy co do tego rozdziału, większa jego część była pisana, kiedy powinnam leżeć w łóżku i faszerować się lekami, ale chyba nie jest źle. Ostateczną ocenę zostawiam wam, a sama już nic nie mówię, bo jeszcze dostanie mi się po głowie łopatą. :D
Rozdział dedykuję Klaudii. Wiem, że to trochę spóźniony prezent, ale i tak się liczy! :*
Tyle ode mnie na ten moment.
Do następnej notki! c:
Moje! <3
OdpowiedzUsuńHej :D
UsuńZaczęłam czytać i sobie przypomniałam, że ten rozdział już znam – po prostu genialnie nie mogłam zebrać się do komentarza. Już to nadrabiam i to z wielką przyjemnością, bo tak jestem nakręcona na to, co wydarzy się już wkrótce, że nie mogę wytrzymać ;>
Matka Annabelle to suka. Pisałam to już chyba, ale będę powtarzać jeszcze wielokrotnie, bo takie zachowanie jest dla mnie nie do pojęcia. To przerażające, co pieniądze potrafią zrobić z ludźmi; jaka matka (Ba! Jaki rodzic?!) jest w stanie za trochę komfortu sprzedać własne, podobno wyczekane dziecko? Rozwodziłam się nad tym kilka notek, ale dalej się we mnie gotuje, zwłaszcza po fragmencie z liczeniem pieniędzy. Patrzeć na swoją przerażoną córkę i liczyć pieniądze? Czemu nie! Well done, Martha!
Mogłabym powiedzieć, że Peter zachował się lepiej, ale nie potrafię go usprawiedliwić. Gdyby był dobrym ojcem, prędzej wywaliłby żonę za drzwi za samą taką sugestię, aniżeli brał to szaleństwo pod uwagę. Mimo wszystko podobało mi się, że na koniec jednak próbował się sprzeciwiać, ale to w gruncie rzeczy nic nie zmienia. Fakt faktem, że umowa została sfinalizowana, poniekąd dzięki Alexowi i sztuczkom z hipnozą, ale to niczego nie zmienia. Podejrzewam, że gdyby nie olbrzymi zawód, którego doznała Ana, może jeszcze jakoś mogłaby się oprzeć tym niechcianym myślom, ale z drugiej strony… Nawet w pełni przytomna nie uwierzyłaby komuś, kto ją zdradził – zwłaszcza jeśli to dotychczas kochana rodzina. Cóż, teraz ich znienawidziła.
Alexander to mistrz manipulacji, ale za to go kochamy, c'nie? c: Zabrał ją i teraz to dopiero zrobi się ciekawie. Anabelle przeżyje kolejny zawód, niejedyny zresztą i… Szlag, szkoda mi jej :< Ale jednocześnie jestem coraz bardziej ciekawa, jak opiszesz niektóre sceny. Od samego słuchania mam dreszcze; to będzie coś epickiego :D
Lecę do szóstki i liczę na siódemkę. Weny i udanych wakacji! :D
Nessa :3
Wow...cudnie to napisalas :D Nie moge sie doczekac nastepnego ! :D
OdpowiedzUsuńBuziaki , duzo weny! :) :-*
Cześć! :)
OdpowiedzUsuńNa wstępie chciałam ogromnie podziękować za dedykację! Serio, wzruszyłam się :') Kto by pomyślał, że urodziny można świętować nawet tydzień po czasie :D Dziękidziękidzięki! :*
Komentarz zaczęłam od tak zwanej dupy strony, więc nie będę zmieniać koncepcji. Więc teraz chwilka wzdychania nad gifem... Och, Ian, ty piekielnie seksowna bestio!
"- Spokój – wycedził, a Anabelle posłusznie przestała się szarpać.
Dobra dziewczynka..." Fuck, kobieto, ja mam ciary! Niby takie nic, kilka prostych słów, a oddają tyle emocji... Już stopniowo ukazujesz tę przemianę Alexandra, na którą większość z Czytelników czeka z wytęsknieniem. Chociaż właściwie ciężko nazwać to przemianą, ponieważ on nigdy nie był inny, mniej groźny i władczy - te jego przemyślenia o handlu ludźmi, brr! Chodzi mi jednak o to, że stopniowo go przed nami "odsłaniasz". Zdejmujesz maskę dżentelmena, pospolitego flirciarza i podrywacza, pokazując nam prawdziwe oblicze pana Devile'a. No kurczę, uwielbiam cię za to! A świadomość, że do czasu ukazania pełni jego zdolności pozostało nam tak niewiele, przyprawia mnie o jeszcze większe ciarki!
Wciąż nielogiczne jest dla mnie zachowanie matki Any. Znaczy logiczne, ale chore, wręcz w y p a c z o n e. Chyba nigdy nie zrozumiem, jak rodzona matka może potraktować w taki sposób swoje dziecko. Jezu. Dla mnie to wciąż niewyobrażalne. A ten moment, w którym tak łapczywie przejęła walizkę od Alexa... Zdzira.
No, no Peter się stawia... Zaskoczyłaś mnie tym. Od początku zdawał się nie być do końca przekonany, ale pozostawał potulny jak baranek. I w stosunku do żony, i Alexa. Tym bardziej do tego drugiego. A tu proszę, nagły przełom. Jednak i tak pozostanie dla mnie jedną, wielką ciapą. Pardon, Peter. Jesteś skończonym ćwokiem, chociaż lubię cię bardziej niż Marthę.
Biedna Ana... Teraz dopiero się zacznie.
Jeszcze raz pięknie dziękuję i gratuluję powrotu do cywilizacji! Mam nadzieję, że teraz przestaniesz nam znikać na tak długo :p
Weny! Z własnego doświadczenia wiem, ze to przebiegła suka, która nie pojawia się wtedy, kiedy najbardziej jej potrzebujemy ;)
Buziaki! :*
Klaudia99
Cześć!
OdpowiedzUsuńBez zbędnych słów od razu przechodzę do komentowania rozdziału!
Alex nie ma co się dziwić, że Ana się go teraz boi. Początkowo tak nie było, bo nie wiedziała, że jest wampirem. Teraz wszelki jej zachwyt przystojnym mężczyzną o błękitnych oczach został zagłuszony przez strach. Do tego jeszcze właśnie się dowiedziała, że ją kupił. Ja bym się wcale nie zdziwiła gdyby ona zaczęła z krzykiem uciekać. Chociaż i tak by nie zdążyła.
A na Marthę brak mi słów. Na miejscu Any wyrwałabym jej tą walizkę i trzasnęłabym ją nią w ten pusty i chciwy łeb. Przynajmniej Peter odważył się sprzeciwić - chociaż u mnie i tak jest skreślony na wieki wieków, bo taki pomysł w ogóle nie powinien był zagościć w jego umyśle. Jest ojcem, do cholery! Dobro dziecka powinno być dla niego pierwszorzędną sprawą. Podziwiam Anę. Chociaż Alex nie powinien był jej powstrzymywać. Chętnie bym poczytała, jak Ana zabija swoją matkę, wbijając jej paznokcie w gardło, albo w oczy. Byłoby ciekawe widowisko. Ale nie ma co się jej dziwić, że w tak krótkiej chwili ich znienawidziła. Całe życie okazywali się troską wobec niej, myślała że ją kochają, a tu co? Po prostu ją sprzedali. Okazali, że nic dla nich nie znaczy. Oprócz tego, że dzięki niej się wzbogacą? No i to, że Martha patrzyła się na córkę jakby ta ją zawiodła. Ha! Dobre sobie! Szkoda jeszcze, że kazań jej nie zaczęła prawić, jak to się źle zachowuje. A ta jej przemowa na koniec... Zamordowałabym.
Z Alexandrem na pewno nie będzie miała sielanki. Ale ten przynajmniej nie będzie udawał, jak jej rodzice. A przynajmniej tak przeczuwam. Więc jak to się mówi: "Lepsze jest najgorsza prawda niż najlepsze kłamstwo". Bądź co bądź, wolałabym mieszkać z Alexem i być torturowana niż żyć z ludźmi, którzy przez tyle lat udawali cudownych rodziców, a potem się jej pozbyli.
Więc co? Ja się oczywiście cieszę, że piąteczka już jest, ale teraz czekam na szóstkę :) Rozdział podobał mi się pod względem... W sumie, to pod każdym względem. Nie było żadnych zapychaczy, wszystko ładnie przedstawione. Nic, tylko się cieszyć z takiego rozdziału :)
Dużo weny i czasu do pisania <3
Mrs.Cross!
Zdecydowanie najbardziej dramatyczny rozdział jaki czytałam.
OdpowiedzUsuńAż biło od emocji wszystkiego co się działo.
Biedna Ana. O ile jestem w stanie zrozumieć ojca, który chociaż próbował to matkę bym zabiła.
Owszem Alex ma prawo być wypruty z emocji, ale żeby matka?
Ważniejsze pieniądze od córki? To jest zdecydowanie dramat chyba dla każdego dziecka.
Naprawdę strasznie mi szkoda Any.
Ale może z Alexem nie będzie tak źle?
Może jest w nim jakaś odrobina dobroci mimo wampirzej otoczki jego osoby?
Cóż naiwne wierzenie, ale kto wie.
Ostatecznie ich historia się rozwija a ja nie mogę się doczekać finału.
Wiem wyprzedzam ale polubiłam to opoiwadanie i cieszę się, że tak szybko dodajesz nowe rozdziały.
Ciekawe opowiadanie znalazłam je dzisiaj i przeczytałam wszystkie rozdziały . Bardzo orginalny pomysł , dużo weny żeby rozdział pojawił się szybko :)
OdpowiedzUsuńTen rozdział był raczej przedłużeniem tego co poprzednio, taką kontynuacją tej felernej kolacji i jej skutków. Moment, w którym dziewczyna się waha, bo nie chce być zdana na łaskę wampira, a jednocześnie nie wyobraża sobie dalej funkcjonować u boku rodziców, którzy bez wahania zechcieli ją sprzedać, był raczej tutaj taki kluczowy, przynajmniej moim zdaniem. No i jak mówi, że oddałaby za nich życie, to przyszło mi do głowy powiedzenie mojego dziadka "uważaj za kogo ręczysz, bo może łapy nie stracisz, ale ten za kogo jesteś gotowy poręczyć, bez mrugnięcia okiem cię głowy pozbawi".
OdpowiedzUsuńCiągle jestem ciekaw Alexa i tego jakie ma dokładnie plany jeśli chodzi o Anę.
Pozdrawiam i już dodałem do obserwowanych, by wpadać częściej ;-)
Blagam dodaj nowy :D Nie moge sie juz doczekac.
OdpowiedzUsuńDuzo weny kochana! :D :-*
Fajny tekst, całkiem miło się czytało
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
W końcu opuszczają dom. Teraz to się pewnie zacznie akcja. Matka w końcu przyznała się do tego, że woli pieniądze zamiast córki. Peter troszkę się „stawiał”, ale jak doszło co do czego to dobił targu z wampirem. Ana nie wie w co została wpakowana, nie powinna się cieszyć. No, ale ona nic nie wie. Alex jak dla mnie jest czarujący. Gorszym potworem niż on są rodzice Any. Opowiadanie bardzo mi się spodobało. Czytało się nieźle. Czytam sobie czytam, a tutaj pojawił się koniec. Zdziwiłam się jak nigdy życiu, że tak szybko się skończyło. Komentarz krótki, bo bardzo chcę czytać szósty rozdział :) Pozdrawiam!!
OdpowiedzUsuńHm, dlaczego odnoszę wrażenie, że ta powieść ma swój jakiś podtekst sadomaso? Alex wydaje mi się takim typowym dominującym. Lubi jak każdy się go słucha, gdy on jest górą i gdy za niesubordynację musi ukarać. Tak go właśnie widzę :D
OdpowiedzUsuńZauważyłam też, że masz strasznie duże wstawki między dialogami. Nie wiem czy to dobrze, czy to źle. Raz jest miłe wytłumaczenie, a czasem ciut powielanie tego samego O.o Akurat ja bardzo lubię dialogi i troszkę mi ich brakuje, ale mam nadzieję, że z następnymi rozdziałami będzie ich więcej :)
Nie miałabym nic przeciwko, gdyby Alex się wkurzył i zabił matkę i ojca Any, a później spalił im dom. Ja w tym widzę same plusy :D Będzie miał dziewczynę, będzie miał kasę i nie będą mu zatruwali życia o to, że zabił ludzi. No przecież sami się spalili XD
Lecę dalej :*
Dawno nie czytałam tak dobrego opowiadania o wampirach. Prolog i pięć pierwszych rozdziałów dosłownie ,,wchłonęłam" na jednym wdechu:) Podoba mi się ten upiorny Alex,z kolei rodzice biednej Anabelle napawają mnie obrzydzeniem. Dziecko za coś tak przyziemnego, jak kilka papierków ?!
OdpowiedzUsuńBędę tutaj na pewno zaglądać :)
Pozdrawiam,
Nav.y Blue
W mieście wampir musi przestrzegać zasad. A handle żywym towarem to przypadkiem nie łamanie tych zasad?:P
OdpowiedzUsuńPoza tym, Alexander ciągle narzeka na zasady. A nie przyszło mu do głowy, że gdyby ich nie było, ludzie w końcu by się zbuntowali i stanęli do walki?:P Pewnie nie^^ Typowe dla takiego wampira;)
Anabelle coś słabo się buntuje. Myślałam, że zacznie uciekać, zawsze mogła spróbować pobiec na policję:P Przynajmniej dopóki nie rzucił na nią uroku. Biedna, nie wie, co ją czeka...
Najbardziej wkurzył mnie tata Any. Ta jego obojętność, to jak podporządkował się żonie i Alexandrowi, jakby nie miał własnego zdanie. Nienawidzę takich ludzi.
OdpowiedzUsuń